Dla Was piszę

30 czerwca 2013

Woda micelarna do demakijażu "My Face Dew" Bio-Logical

Czasami szukam jakieś kosmetyku i mam ogromny problem z wyborem. Makijaż oczu zmywam micelami lub olejkami. Męczę dwufazówkę  Ikarova.  Mimo, że zużyłam dopiero połowę butelki zaczęłam rozglądać się na nowym micelem. I nie ja go znalazłam, a on mnie.
Właściciel sklepu monoi tiara natural cosmetics czas jakiś temu zapytał czy zechciałabym przetestować jeden z kosmetyków  francuskiej marki  Bio-Logical. To nowość w Polsce.
Muszę przyznać, że marka mnie zaintrygowała. Opakowania kosmetyków przyciągają wzrok ciekawym wzornictwem. Biel i odrobina koloru robi na mnie dobre wrażenie. Bio-Logical oferuje cztery linie kosmetyków o ciekawych nazwach.  Ale świeże! Ale delikatne! Ale smaczne! Ale zdrowe! Takie okrzyki powinniśmy wznosić nie tylko z powodu jedzenia. To co nakładamy na ciało także powinno być świeże, delikatne, smaczne i zdrowe.  Mam nadzieję, że Bio-Logical mnie nie zawiedzie.  Na pierwszy ogień poszła Woda micelarna do demakijażu „My Face Dew”.

Producent pyta: „ Czy miałaś kiedyś rosę na twarzy?”
Ja na to: "Hmm, raczej nie."
O wodzie micelarnej przeczytamy:
„Delikatne oczyszczanie dzięki kwiatowej wodzie różanej i  gorzkiej pomarańczy. Aloes wygładza i nawilża skórę. Woda różana, nagietek i gorzka pomarańcza tonizują skórę i łagodzą podrażnienia. Fucose (formuła opatentowana przez Bio-Logical) zmiękcza i przeciwdziała odwodnieniu skóry. Pomaga skórze lepiej radzić sobie z miejskim zanieczyszczeniem. Ta delikatna woda do mycia twarzy, oczu, ust… polecana jest do wszystkich typów skóry, nawet bardzo wrażliwej.”
 Producent także instruuje co do używania wody micelarnej:
„Stosuj wodę rano i wieczorem. Za pomocą wacika umyj twarz, oczy, usta… Nie musisz spłukiwać. A teraz użyj kremu przeciwzmarszczkowego  Bio-Logical Delicate Skin Guard a Twoja skóra otrzyma dodatkową dawkę nawilżających składników!”
“Skład: aloe barbadensis leaf extract*, aqua, rosa damascena flower water*, citrus aurantium amara flower water*, calendula officinalis water*, glycerin, caprylyl capryl glucoside, betain, coco betaine, biosaccharide gum-1, cinnamic acid, sodium levulinate sodium anisate, glyceryl caprylate, benzyl alcohol, parfum**, ethyl lauroyl arginate HCL, benzyl salicylate, limonene**
*składniki pochodzące z upraw ekologicznych
**składniki pochodzące z olejków eterycznych
99% wszystkich składników jest pochodzenia naturalnego
61% wszystkich składników pochodzi z upraw ekologicznych.”

Moja opinia:
Wody micelarnej używam do zmywania makijażu oczu. Owszem przecieram także płatkiem kosmetycznym całą twarz, ale potem i tak korzystam z wody i kremu do demakijażu bądź mydła. Ot takie moje przyzwyczajenie.  Micel Bio-Logical radzi sobie dobrze z makijażem oczu. Odrobina płynu naniesiona na płatek kosmetyczny i przyłożona na kilka sekund po powieki usuwa cienie i tusz. Nie trzeba trzeć oczu.  Dla przypomnienia tylko dodam, że nie używam wodoodpornych kosmetyków do makijażu. Nie wiem jak z takimi sobie poradzi. Przy demakijażu oczu  trzeba uważać, aby płyn nie dostał się do oka. Trochę szczypie. Celowo wprowadziłam płyn do oka. Musiałam się przekonać. Mam jednak metodę na to, aby płyn nie dostawał się przypadkiem do oka. To bardzo proste. Płatek kosmetyczny musi być tylko zwilżony.  Nie może ociekać płynem. To też sposób na oszczędne używanie kosmetyku.
Tak jak napisałam na wstępnie wód micelarnych używam tylko do demakijażu oczu. Aby jednak moja ocena kosmetyku była pełna postanowiłam sprawdzić jak będzie mi służyła testowana woda  do mycia twarzy, oczu, ust, czyli tak jak to sugeruje producent. Żadnej wody i mydła potem. Tylko micel. Powątpiewałam czy mycie twarzy tylko wodą micelarną będzie mnie satysfakcjonowało.  Powiem jedno – przepadłam.

Oczy zmywam jednym płatkiem, pozostałą część twarzy drugim. Szybko i wygodnie. Wilgotnym płatkiem przecieram twarz i koniec.  Użycie dwóch płatków wystarczyło, aby twarz była czysta. Woda micelarna jest delikatna, ale skuteczna. Bardzo delikatnie pachnie. Początkowo, kiedy cera jest jeszcze wilgotna czuję lepkość. Znika ona jednak po około 2-3 minutach.  Po zmyciu makijażu, przystępuję do mycia zębów. W tym czasie twarz schnie i lepkość po wodzie micelarnej znika. Nie skupiam się na niej. Efekty mycia sprawdzałam przecierając twarz tonikiem. Płatek kosmetyczny okazywał się czysty. Oczywiście nie używałam kremu, o którym pisze producent. Muszę przyznać, że mam na niego wielką ochotę. Mycie twarzy tylko wodą micelarną bardzo mi się spodobało. Zupełnie nie wiem dlaczego wcześniej używałam miceli tylko do zmywania makijażu oczu.
Pisząc o tym kosmetyku zwrócę jeszcze uwagę na opakowanie. Duża butelka o pojemności 250 ml i ciekawej nakrętce. Nie wylejemy zbyt dużo płynu na płatek kosmetyczny.

Wszystkie kosmetyki Bio-Logical posiadają certyfikat Ecocert oraz Cosmetique Bio.
 
Gdybym teraz została zapytana o to czy czułam kiedyś rosę na mojej twarzy opowiedziałabym: "Oczywiście, że tak. Rosę dał mi Bio-Logical."
Dystrybutorem kosmetyków Bio-Logical w Polsce jest firma monoi tiara natural cosmetics.  Zajrzyjcie na www.monoitiara.pl lub do sklepu stacjonarnego w Cieszynie.  Ja odkryłam tam zupełnie nieznane mi marki.
Spotkałyście się już z kosmetykami Bio-Logical? Jakie macie doświadczenia z wodami micelarnymi?

23 czerwca 2013

O kosmetykach naturalnych, certyfikatach i kodach kreskowych jeszcze słów kilka


Dzisiaj znowu pragnę podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat kosmetyków naturalnych, certyfikatów i … kodów kreskowych.

Zanim dotrzemy do kodów kreskowych chciałam Wam zacytować informacje, które uzyskałam od producenta kosmetyków Love me Green. Czynię to na wyraźną prośbę właścicielki marki.

Pierwszą informację otrzymałam jako odpowiedź na moje pytania o kraj, w którym wyprodukowano kosmetyki, licencję dla laboratorium.

 Oto treść mojego listu do Love me Green:

„Dzień dobry,

Jestem zainteresowana stosowaniem kosmetyków Love me Green. 

Jako, że to nowa marka, a do nowości podchodzę dość ostrożnie mam

kilka pytań odnośnie samej marki. Kosmetyki do najtańszych nie należą

jeśli chodzi o grupę kosmetyków naturalnych dlatego przed zakupem

chciałabym upewnić się, że nie wyrzucam pieniędzy w błoto.

 Nie wszystkie kwestie wyjaśnione na stronie internetowej są dla mnie

 jasne.

Na opakowaniach widnie „Made in France”.  Oznacza to ,że kosmetyk

wyprodukowany jest we Francji.

Z kodu kreskowego wynika coś zupełnie innego.  Polska.

Mam duże wątpliwości gdzie tak naprawdę produkowane są kosmetyki.

Nie rozumiem także kwestii zmieszczonych na stronie dotyczących

certyfikatu Ecocert. Z tego co wiem laboratoria wytwarzające kosmetyki

certyfikowane mogą legitymować się licencją. Certyfikat wiąże się z

danym produktem. 

Proszę o odpowiedź

Pozdrawiam”

Jeszcze tego samego dnia otrzymałam odpowiedź.

 
14 czerwca 2013 17:43

„Witamy serdecznie,
Bardzo chętnie udzielimy wszelkich wyjaśnień - miło, że budzimy takie
zainteresowanie.
 
1. Made in France -  formuły kosmetyków zostały opracowane przez
francuskie laboratorium. To samo laboratorium wyprodukowało również
masę kosmetyczną  do wszystkich produktów. I zgodnie z obowiązującym
prawem są to produkty Made in France.
2. Siedziba firmy mającej wyłączność dystrybucji na cały świat (
marka Love me Green jest zarejestrowana nie tylko w Polsce ale również w
całej EU, Rosji oraz USA) dla produktów Love me Green jest w Piasecznie ,
czyli w Polsce i to w imieniu tej firmy zostały zakupione kody kreskowe.
3. Ecocert - kosmetyki Love me Green zostały opracowane oraz 
wyprodukowaneprzez francuskie laboratorium posiadające certyfikację
Ecocert oraz NOP ,zgodnie ze standardami Ecocert, a nawet zaostrzyliśmy nasze kryteria,wyrzucając ze składników np. Isopropyl Palmitate , składnik dopuszczonyprzez Ecocert w kosmetykach naturalnych . Ecocert dopuszcza 5% składnikówsyntetycznych w formule produktów kosmetycznych naturalnych, wszystkienasze kosmetyki mają dużo mniejszą ilość składników syntetycznych.
4. Nigdzie na stronie internetowej nie pretendujemy , że nasze produkty 
posiadają  certyfikat Ecocert ,  podkreślamy tylko, (zgodnie z prawdą) 
że nasze kosmetyki są wyprodukowane zgodnie ze standardem Ecocert 
i przez laboratorium które posiada certyfikat Ecocert.
W razie jakichkolwiek pytań czy wątpliwości prosimy o kontakt
Serdecznie pozdrawiamy
Katarzyna Lerch
Zespół Love me Green”
 
Nie dawało mi to spokoju i zapytałam o tajemnicze laboratorium, w którym
produkowane są kosmetyki.
 
Tym razem dostałam taką odpowiedź:
 
19 czerwca 2013 17:18

"Witaj,
Zdecydowaliśmy się na bezpośredni kontakt z Tobą, gdyż wcześniej nie
zabieraliśmy głosu w tej sprawie. Jako niezarejestrowani użytkownicy
serwisu blogger nie możemy dodawać komentarzy. Chcieliśmy jeszcze raz
wytłumaczyć całą kwestie certyfikowania i jednocześnie serdecznie
poprosić o opublikowanie naszego głosu w tej dyskusji na swoim blogu - w
komentarzu lub w osobnej notce. Chcielibyśmy aby dotarł on do grona
Twoich czytelników i rozwiał również wątpliwości innych blogerek.
 
Jeśli chodzi o Ecocert, na naszej stronie internetowej widnieje
informacja, iż certyfikowane są nasze laboratoria. Również taką
informację podajemy wszystkim, którzy o to pytają. W dyskusji padają
zarzuty, że tylko kosmetyki mogą posiadać takowy certyfikat, jednak nie
jest to zgodne z prawdą. Już na stronie internetowej Ecocertu znaleźć
można stwierdzenie "Any entity conducting a business for which a standard
exists may ask to have its products or services certified by a
certification body, such as Ecocert."  Stwierdzenie "products or services"
właściwie wyjaśnia cały problem - w naszym przypadku certyfikowane jest
laboratorium, które produkuje nasze kosmetyki. Taki certyfikat oznacza,
że nasze produkty muszą być z nim zgodne. Tak jak wspominaliśmy,
Ecocert zezwala na to, aby 5% składu naturalnych kosmetyków stanowiły
substancje wspomagające, u nas zwykle nie stanowią one więcej niż 2% .
Na naszych kosmetykach nie ma informacji, że są one certyfikowane, gdyż
byłoby to niezgodne z prawdą, skoro certyfikat posiada nasze
laboratorium. Kosmetyki produkowane są w laboratorium we Francji, jednak 
rozprowadzane są przez polską firmę na cały świat i to właśnie ta
firma zamówiła kody EAN- stąd polski kod kreskowy. Nie chcemy dzielić
się informacją o tym, w którym laboratorium produkujemy nasze produkty,
gdyż bardzo dużo czasu zajęło nam znalezienie tego odpowiedniego.
Konkurencja jest duża, ze względu na to nie chcemy upubliczniać takiej
informacji.
Na tego typu pytania odpowiadamy w ten sam sposób - certyfikowane są
nasze laboratoria, i to był powód dlaczego zdecydowaliśmy się na
współpracę z tym właśnie laboratorium  bo chcieliśmy aby kosmetyki
Love me Green były  zgodne z wytycznymi Ecocertu. Zdajemy sobie sprawę,
że nie jesteśmy w stanie przekonać do naszego stanowiska wszystkich,
jednak mamy nadzieję, że po naszej oficjalnej wypowiedzi, choć trochę
osób przestanie mieć wątpliwości związane z naszymi produktami.
Jeszcze raz serdecznie prosimy, o umieszczenie naszego stanowiska 
na swoim blogu.
Pozdrawiamy
Zespół Love Me Green.”
 
Moje wnioski:

Stanowisko producenta kosmetyków Love me Green jest klarowne. Naturalne kosmetyki wytworzone we francuskim laboratorium zgodnie ze standardami Ecocert, rozprowadzane przez polską firmę. Taki odczytuję przekaz. Wy także?

A teraz spróbuję rozłożyć ten przekaż na czynniki pierwsze. Zacznę od zacytowania ustawy o kosmetykach. USTAWA Z DNIA 30 MARCA 2001 R. O KOSMETYKACH

(DZ.U.2001.42.473)

„Art. 6. 1. Opakowanie jednostkowe kosmetyku powinno być oznakowane w sposób widoczny i czytelny, metodą uniemożliwiającą łatwe usunięcie oznakowania.

2. Oznakowanie opakowania jednostkowego kosmetyku, z zastrzeżeniem ust. 3, umieszczone na pojemniku i opakowaniu jednostkowym zewnętrznym powinno zawierać następujące informacje:

1) nazwę handlową kosmetyku i jego kategorię,

 2) imię i nazwisko lub nazwę i adres producenta, a także nazwę państwa, jeżeli kosmetyk jest produkowany poza Rzeczpospolitą Polską i państwami Unii Europejskiej; informacje te mogą być skrócone, jeżeli identyfikacja producenta jest możliwa.”

I jak to ma się do Love me Green?
”Nie chcemy dzielić się informacją o tym, w którym laboratorium produkujemy nasze produkty.”
Gdzie nazwa i adres producenta? Nie ważne, że firma nie chce dzielić się 
informacjami na ten temat. Firma ma ustawowy obowiązek podania nazwy i adresu producenta. Czyżby firma łamała prawo? Nie sądzę. W moje ocenie producentem kosmetyków jest Evolve sp. z o.o. s.k.  z siedzibą w Piasecznie.
Gdzie podziało się certyfikowane laboratorium? 
Tak jak pisałam Wam produkcja kosmetyków certyfikowanych musi odbywać się w odseparowaniu od pozostałej produkcji. Nawet jeśli masę kosmetyczną wytworzono we Francji, to nie jest to kosmetyk francuski.
Posłużę się jeszcze jednym przykładem, kosmetykami marki Orientana. 
Wiele z Was dobrze je zna. Na opakowaniach mamy informację: Wyprodukowano w Indiach dla Orientana. Cyfry kodu kreskowego jednego z produktów (5902596416164) wskazują kto jest jego producentem. Nikomu nie przyszło do głowy, aby napisać Made in India. Łatwo znajdziecie informację o producencie na stronie www.gepir.org . Tak samo łatwo znajdziecie informację o produktach marki Love me Green. Szkoda, że właściciel marki nie zdecydował się na umieszczenie informacji na kosmetykach o następującej treści: Wyprodukowano we Francji dla Evolve sp. z o.o. s.k.
Nie będę się odnosiła do kwestii związanych z rejestracją firm i siedzibą. 
Kto chodź trochę ma do czynienia z działalnością gospodarczą to wie, że siedziba nie może być „zarejestrowana w Polsce ,ale również w całej EU, Rosji oraz USA”. A po drugie informacje takie łatwo zweryfikować. Może do tego posłużyć strona www.stat.gov.pl i REGON. Albo możecie pokusić się o www.infoveriti.pl
Różne są źródła poszukiwania wiedzy o firmach. 
Podaję te najprostsze, powszechne i bezpłatne.
Ja z pewnością na razie nie sięgnę po kosmetyki Love me Green. 
Poczekam, az na opakowaniach pojawi się logo Ecocert.
Nie lubię być nabijana w butelkę, a tak się czuję po otrzymaniu zacytowanych wyjaśnień. Jako klient „nie łyknę” wszystkiego, co się mi napisze. Greenwashing?  Same na to pytanie musicie sobie opowiedzieć.

19 czerwca 2013

Jeszcze o certyfikacie Ecocert

Kontynuuję kwestię związane z certyfikatem Ecocert. Nie jest łatwo pozyskać konkretne informacje. Pytań mam dużo, a wątpliwości jeszcze więcej. Zapytałam więc dwie polskie firmy mogące poszczycić się certyfikatem Ecocert dla swoich kosmetyków o przybliżenie problematyki.
 
Od jednej z firm otrzymałam odpowiedź, którą cytuję poniżej:
„Według wytycznych Komitetu Ekspertów Produktów Kosmetycznych przy Komitecie Zdrowia Publicznego Rady Europy (ESCOP) „kosmetyk naturalny to produkt, który ma upiększać i pielęgnować za pomocą substancji naturalnych, przyjazny dla skóry i środowiska, sprzyjający zdrowiu, wspierający samoregulację organizmu i wspomagający przez długi czas utrzymywanie naturalnej urody i harmonijny rozwój ciała i ducha”.
Kosmetyki naturalne i organiczne muszą posiadać międzynarodowy certyfikat ECOCERTu lub innej uznanej jednostki certyfikującej. Muszą one zawierać minimum 95% surowców pochodzenia naturalnego (roślinne oleje, tłuszcze i woski, wyciągi z ziół i nektaru kwiatów, naturalne olejki eteryczne pochodzące z upraw ekologicznych, które spełniają określone wymagania dotyczące gleby, sposobu zbioru, przetwarzania i produkcji). Dopuszcza się maksymalnie 5% składników syntetycznych. Ekstrakty roślinne przetwarzane są bez udziału metod chemicznych. Kosmetyki te nie mogą zawierać typowych chemicznych emulgatorów czy konserwantów. Nie mogą zawierać także surowców roślinnych modyfikowanych genetycznie, z martwych zwierząt, produktów petrochemicznych, syntetycznych środków zapachowych i barwiących.
Opakowania kosmetyków powinny być biodegradowalne lub przeznaczone do recyklingu.
Produkcja kosmetyków naturalnych musi odbywać się w odseparowaniu od podobnych procesów wytwarzania produktów nie podlegających certyfikacji.
Dla zapewnienia właściwego poziomu higieny stosuje się określone środki myjące i dezynfekujące odpowiadające standardom Ecocert.
Procesowi certyfikacji podlega produkt, ale również i zakład w którym kosmetyk jest wytwarzany (skład recepturowy,  zasady produkcji,  pakowania, znakowania i przechowywania surowców jak i wyrobów gotowych).
Certyfikat jest wydawany na rok. Aby kosmetyk dalej mógł być oznaczany symbolem Ecocertu musi przechodzić coroczne recertyfikacje. Po wygaśnięciu certyfikatu Ecocertu nie mogą być sprzedawane produkty oznakowane tym symbolem.
Firmy certyfikujące w ramach corocznych auditów skrupulatnie kontrolują surowce, opakowania i ilość wytworzonego z nich produktu, a także sprzedaż, tak aby mieć pewność, że każda przekazana do sprzedaży sztuka produktu została wyprodukowana z zgodnie wytycznymi.”
Mnie zaczyna się już coraz więcej układać w jedną logiczną całość. Dużo do myślenia daje zdanie „Produkcja kosmetyków naturalnych musi odbywać się w odseparowaniu od podobnych procesów wytwarzania produktów nie podlegających certyfikacji.”
Firma, której wypowiedź zamieściłam przedstawiła także certyfikat z unikalnym numerem dla swoich kosmetyków oraz licencję dla laboratorium wytwarzającego kosmetyki.
 
Do tematu oczywiście jeszcze wrócę (oczywiście jeśli macie ochotę czytać o tych sprawach). Muszę mieć jasność jak to jest naprawdę.

17 czerwca 2013

Farbować czy nie?

Nie należę do włosomaniaczek, ale arsenał kosmetyków do pielęgnacji włosów znajduje się u mnie dość potężny. Mam jasne włosy. Blond.  A tak właściwie to powinnam napisać, że miałam blond włosy. Oleje i wcierki, zwłaszcza te zawierające pokrzywę bardzo przyciemniły mi włosy. Coś za coś. Albo mocny włos, albo jasny kolor. Trudno jednak mi się z tym pogodzić. Ostatnio wpadłam na pomysł, aby włosy potraktować bezbarwną henna Cassia Khadi.

Blond włosom Cassia ma nadać miodowy, złotawy kolor.  I tu mam dylemat. Farbować czy nie? Wyobraźcie sobie, że należę do osób, które włosów nigdy nie farbowały. Setki pytań kołacze mi po głowie. Co będzie jak zamiast miodowego odcienia dostanę odcień zielony? Pomóżcie! Farbować czy nie? Macie doświadczenia z bezbarwną henna Cassia?
Moje włosy  - zdjęcia wykonano z użyciem lampy.




Farbować czy nie? Oto jest pytanie!
 

16 czerwca 2013

Tonik Red Clover Neobio

Będąc dzisiaj na spacerze  moją uwagę przykuła kwitnąca czerwona koniczyna. Uświadomiłam sobie, że przecież używam kosmetyków z wyciągiem z koniczyny.
O kremie na dzień już pisałam (klik). Dzisiaj pora na tonik do twarzy red clover.
 
Zanim przejdę do kosmetyku, słów kilka o samej koniczynie. Znajduje ona zastosowanie w kosmetykach z uwagi na zawartość izoflawonów estrogennych. Estrogeny koniczyny są bardzo dobrze przyswajane przez skórę. Pozwalają zachować młodość. Seria kosmetyków z Red clover Neobio przeznaczona jest dla cery wymagającej 30+.
O toniku przeczytamy:
„Czerwona koniczyna w połączeniu z organiczną zielona herbatą działają na wymagającą skórę oczyszczająco i odświeżająco. Kompleks aktywnych składników organicznych stymuluje naturalne funkcje skóry i przygotowuje ją do użycia odpowiedniego kremu.
 Skład: Aqua (Water), Alcohol*, Glycerin, Parfum (Essential Oils), Maltodextrin, Dipotassium Glycyrrhizate, Camellia Sinensis Leaf Extract*, Trifolium Pratense (Clover) Flower Extract, Sodium Lactate, Lactic Acid, Citronellol, Linalool.
*z upraw biologicznych”

Moja opinia:
W toniku tym znajduje się alkohol. Nie należy się go obawiać. Ewentualne wysuszające działanie złagodzi gliceryna. Mojej cery mieszanej tonik nie wysuszył. Jest bardzo przyjemny w stosowaniu. Ładnie pachnie, kwiatowo. Nawet przyzwyczaiłam się do kwadratowej butelki.
 
Tonik działa przede wszystkim na cerę mieszaną oczyszczająco. Stefa T jeśli ją właściwie pielęgnuję nie dokucza mi już tak bardzo jak kiedyś. Ściągnięte pory to także zasługa tego toniku. Polubiłam bardzo ten tonik. Efektem tego jest drugie zakupione opakowanie. Tym razem w TK Maxx za 19,99 zł. Można tam czasami upolować dobre naturalne kosmetyki w rozsądnych cenach.
Kosmetyk posiada certyfukaty: BDIH, EcoControl.
 
Jakie są Wasze ulubione toniki? A może uważacie, że ich stosowanie zupełnie nic nie daje?
 

14 czerwca 2013

Płatki do demakijażu z bio-aloesem i bio-różą Logona

Kiedy wyjeżdżam służbowo staram się do minimum ograniczyć ilość zabieranych kosmetyków. Demakijaż wieczorem trzeba zrobić. Micel, olejek do demakijażu, tonik, płatki kosmetyczne. To za dużo. Znalazłam inny ciekawy produkt, który zastępuje mi wymienione rzeczy. Są to to płatki do demakijażu z bio-aloesem i bio-różą Logona.

Producent tak przedstawia produkt:
„Wyjątkowo delikatne płatki kosmetyczne z bio-bawełny łagodnie, ale dokładnie usuwają makijaż. Jednocześnie dzięki ekstraktowi z aloesu oraz olejów z dzikiej róży i jojoba z biologicznych upraw pielęgnują wrażliwe partie oczu i rzęs.
Produkt wegański, bezglutenowy. Nie zawiera środków konserwujących. Nie testowany na zwierzętach.
Sposób użycia: delikatnie przemyć skórę, a następnie spłukać ciepłą wodą. Po użyciu dokładnie zamknąć opakowanie.

Składniki: Aqua (Water), Glycine Soja (Soybean) Oil*, Glycerin, Alcohol*, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Disodium Cocoyl Glutamate, Sodium Cocoyl Glutamate, Parfum (Essential Oil), Sodium Lactate, Rosa Damascena Flower Water*, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Rosa Canina Fruit Oil*, Xanthan Gum, Rosa Canina Fruit Extract*, Rosa Damascena Flower Extract*, Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder*, Sodium Anisate, Sodium Levulinate, Lactic Acid, Ascorbyl Palmitate, Lecithin, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, PCA Ethyl Cocoyl Arginate, Linalool, Limonene, Geraniol, Citronellol
* z kontrolowanych biologicznych upraw”
Moja opinia:
Tak jak napisałam na służbowe wyjazdy nie lubię ciągnąć ze sobą gigantycznej kosmetyczki. Mała walizeczka musi wystarczyć. Nie mam z reguły miejsca na dużą ilość kosmetyków. Płatki te kupiłam właśnie po to, aby służyły mi w podróży. I służą. W pudełku takim jak po sporym kremie umieszczono 40 nasączonych bawełnianych płatków.
Płatki są delikatne, cieniutkie. Nie rozwarstwiają się.  Nie puszczają żadnych kłaczków. Są dobrze nasączone, ale nie kapie z nich żaden płyn. Jeden płatek zupełnie wystarcza aby usunąć makijaż oczu. Drugim usuwam makijaż z twarzy. Nie muszę trzeć. Wystarczy przyłożyć płatek i delikatnie przetrzeć.  Skóra po demakijażu jest dobrze oczyszczona i nawilżona. Dodam tylko, że płatki ładnie pachną. Zamknięte w pudełku nie wysychają. Jednym słowem  to dobry produkt do demakijażu.
Kosmetyk posiada certyfikaty: NaTrue, BDIH.
Jak sobie radzicie z demakijażem w podróży? Ograniczacie ilość zabieranych kosmetyków? Znacie takie nasączone płatki do demakijażu?

13 czerwca 2013

Nowości od Lavery

Lavera należy do moich ulubionych marek kosmetycznych.  Jak więc się oprzeć kiedy pojawiły się kosmetyki z napisem „NEU”?


Nie oparłam się. I takim sposobem mam dwie nowości do Lavery.


 
Lavera – Szampon do włosów normalnych z ekstraktem z bio-jabłek


Lavera – Odżywka do włosów normalnych z ekstraktem z bio-jabłek


Nigdy nie przepadałam za zapachem jabłek w kosmetykach. To chyba za sprawą doświadczeń z wczesnego dzieciństwa, kiedy do mycia włosów udawało się zdobyć tylko szampon o nazwie „Zielone jabłuszko”.
Postanowiłam inaczej spojrzeć na jabłka w kosmetykach za sprawą książki „ABC kosmetyki naturalnej”.
Autorka wymienia takie oto właściwości jabłek:
ü  zawiera dużo błonnika i pektyn, które oczyszczają organizm m.in. z trujących substancji
ü  odżywia
ü  odświeża
ü  oczyszcza
ü  wygładza
ü  ujędrnia
ü  nawilża
ü  rozświetla
ü  regeneruje
ü  wzmacnia
 No i jak tu nie sięgnąć po jabłka?
Musiałam.  Na recenzję jeszcze za wcześnie. Mimo, że nie zużyłam poprzedniego szamponu i odżywki  już wypróbowałam jabłkową Laverę. Powiem tyle – zapach zachwyca.  Zamykając oczy mam wrażenie, że wącham kosz zerwanych jabłek w sadzie po deszczu, a nie własne włosy. Na ocenę działania przyjdzie czas.  Moje nowości kupiłam tutaj.
Lavera funkcjonuje już na rynku 25 lat. Uważam, że to gwarancja stabilności, rozwoju, uczciwego podejścia do klienta, a co za tym idzie dobrego produktu. Jest niewiele młodsza ode mnie. Doceniam takie marki .


Te dwa produkty to oczywiście nie koniec nowości.  Wśród nowych produktów znalazł się krem BB, seria dla mężczyzn men-sensitiv,  kosmetyki z bio-wiesiołkiem i masłem shea.  To chyba taki prenezt na urodziny.
Znacie Laverę?
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...