Pozostańmy w różanych tematach. Uwielbiam róże. Lubię się
nimi otaczać. Miałam to szczęście, aby podziwiać najwspanialsze europejskie
ogrody różane. Wiem, że wiele z Was nie lubi różanych woni, twierdząc, że są
słodkie, mdłe i infantylne. Ja kiedyś też tak sądziłam. Dzisiaj wiem, że tak
pachniały syntetyczne kompozycje zapachowe mające imitować królową kwiatów. Prawdziwa
róża jest inna. Czasami subtelna i ulotna, czasami słodka i narkotyczna. Zawsze
jednak królewska. Może warto zaplanować wczesnym latem odwiedzenie chociażby
naszych rodzimych różanych ogrodów? Zapewniam Was, że nie oprzecie się urokowi
róż.
Wracając jednak do kosmetyków. Moim kolejnym bohaterem z
różą w roli głównej jest Różany balsam
do ust Martina Gebhardt.
O balsamie przeczytamy:
„Bezwodny, odżywczy balsam do ust na bazie oleju migdałowego
i wosku pszczelego. Wzbogacony miodem i witaminą E, wygładza i zmiękcza suche,
spierzchnięte usta. Uszlachetniony olejkiem z róży damasceńskiej, który uwodzi
zapachem.
Skład: olej
migdałowy°, lanolina, wosk pszczeli°, masło shea*, masło kakaowe°, miód°,
tokoferol, olej z róży damasceńskiej*, geraniol**, cytronelol**.
° składniki pochodzące z upraw certyfikowanych przez Demeter
* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych
** komponenty naturalnych olejków eterycznych.”
Moja opinia:
W ubiegłym roku oczarowały mnie balsamy do ust Figs &
Rouge. Miłość trwała do czasu póki nie trafiłam na niezbyt świeży egzemplarz. Niby
nie był przeterminowany. Coś jednak było nie tak. Czar prysł. Raczej już po
figs-y nie sięgnę. Wybrałam balsam różany. Zobaczcie jak oznacza termin
przydatności do używania firma Martina Gebhardt. Wszystko jasne. Konkretna
data, a nie ciąg cyfr trudny do rozszyfrowania.
Lubię mazidła, które nie zawierają wody w swoim składzie. Są
najlepsze na zimę. Najlepiej regenerują przesuszoną skórę warg. Różany balsam
zamknięto w małym słoiczku z białego, mlecznego szkła. Pod wpływem ciepła
palców balsam rozpuszcza się. Niewielka jego ilość wystarcza, aby nanieść na
usta. Balsam, tak jak obiecuje producent, wygładza i zmiękcza suche,
spierzchnięte usta. Mimo, że mrozy już minęły nadal lubię go używać. Doskonale
pielęgnuje usta. A zadbane usta to przecież podstawa, aby nałożyć pomadkę.
Na
deser – zapach. Różany, odrobinę słodki. Przypomina konfiturę różaną. Jednym
słowem smakowity. Trudno się oprzeć, aby nie oblizać ust. Różany balsam to mój
zdecydowany hit w trosce o piękne usta.
Balsam kupiłam w Green Line. Za słoiczek o pojemności 15 ml
tego różanego specyfiku trzeba zapłacić 26 zł. Uważam, że warto.
Jakich używacie kosmetyków, aby ustom zapewnić nieskazitelny
wygląd?