Przez blogosferę przetoczyło się ostatnimi czasy bardzo dużo recenzji na temat kosmetyków marki Love Me Green. Od zachwytów, przez umiarkowane uwielbienie, po pojedyncze krytyczne oceny. Na wielu blogach recenzentki podnosiły kwestie cen kosmetyków. Ja pokusiłam się o wyrażenie wątpliwości co do produktów. Zainteresowało mnie gdzie wytwarzane są kosmetyki. Próbowałam uzyskać informacje od firmy. Poza tym, że masa kosmetyczna powstaje w certyfikowanym francuskim laboratorium nie dowiedziałam się niczego.To co uzyskałam zamieściłam Wam. Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam oświadczenie jakie przesłała do mnie za pośrednictwem kancelarii prawnej firma Evolve, właściciel marki Love Me Green.
Oświadczenie firmy Evolve do mojej wiedzy wnosi nowe elemety. Wyjaśnia sprawę kodów kreskowych. Dowiedziałam się także, że kosmetyki w jednostkowe opakowania pakowane są w Polsce. Proces ten według oświadczenia firmy nie narusza właściwości kosmetyków.
Poniżej publikuję pismo przewodnie oraz oświadczenie.
Z treści pisma przewodniego usunęłam dane dotyczące kancelarii prawnej oraz moje dane osobowe. Klikając na zdjęcie będzie łatwiej Wam je przeczytać. Wam pozostawiam ocenę całej sprawy.
pamiętam jak czytałam Twoją porpzednia notkę na ten temat i w sumie jakoś nie mogę pozbyc sie sceptyzmu do tej firmy od tego czasu. Tak czy siak ceny są u nich makabryczne, a skoro podoba im się tworzenie według standardów eco itp. a pakowanie w Polsce to niech tak robią. Bardzo im jednak zależało byś zamieściła to sprostowanie. Ja i tak w życiu nie wydam tyle pieniędzy na takie coś.
OdpowiedzUsuńTyle pisaniny i nadal wiemy to samo, co przedtem. Pisałam na swoim blogu, że moim zdaniem producentem kosmetyków Love Me Green jest spółka Evolve. Te pisma to potwierdziły.
OdpowiedzUsuńUdowadnia się nam, że to wszystko jest zgodne z prawem. Być może. Nie jestem prawnikiem, więc nie będę z tym dyskutować. Uważam jednak, że producent powinien, jak najbardziej, przestrzegać prawa, ale też liczyć się z klientami, bo przecież na nich zarabia. Przeciętna klientka kupująca kosmetyki nie ma obowiązku być prawnikiem. Wyciąga wnioski na podstawie informacji dostarczonych przez producenta, a jeśli te informacje nie są zgodne ze zdrowym rozsądkiem, to raczej im nie wierzy.
Chcę powiedzieć, że kosmetyk naturalny nie posiadający certyfikatu wcale nie musi być złym kosmetykiem. Znam wiele bardzo dobrych produktów bez certyfikatów. Jednak jeśli producent twierdzi, że jego produkty spełniają wymogi ECOCERT-u to natychmiast powstaje pytanie dlaczego w takim razie tego certyfikatu nie ma? Skoro zasługują na ten certyfikat, to powinny go mieć. A może jednak nie zasługują?
Skoro na mailowe zapytanie o francuskiego producenta dostaję odpowiedź, że nie powiedzą ze względu na konkurencję to czuję się potraktowana jak półgłówek. Jednak ta tajemniczość nie przeszkadza spółce EVOLVE epatować francuskim pochodzeniem kosmetyków. Zastanawiam się, czy ta tajemniczość nie ma innej przyczyny. Może to francuskie laboratorium nie życzy sobie ujawniania jego nazwy. Być może z tego powodu, że kosmetyki opuszczają laboratorium w opakowaniach zbiorczych, a nie jednostkowych. Francuzi nie mogą więc mieć pewności, czy w Polsce nie są dodawane jakieś substancje, których ECOCERT by nie zaakceptował np. konserwanty przedłużające trwałość kosmetyków w przypadku słabszej sprzedaży. Może są ostrożni i , na wszelki wypadek, nie chcą tego firmować własnym imieniem.
W moim przekonaniu, to nie autorka bloga "Agulkowe Pole" podkopuje zaufanie do tej marki kosmetyków. Robi to spółka EVOLVE swoją dziwną, budzącą wiele wątpliwości, polityką marketingową i traktowaniem klientów jak osoby, delikatnie mówiąc, mało rozgarnięte.
Jak dla mnie to prawniczo-marketingowy bełkot. I zgadzam się z przedmówczynią... I nadal uważam, że to francuskie pochodzenie jest tylko zabiegiem green-washing, bo jest wiele naturalnych, CERTYFIKOWANYCH kosmetyków, także polskich, które są rewelacyjne, a ich cena jest normalna...
OdpowiedzUsuńzgadzam sie tez z przedmowczynia:)
Usuńprzeczytalam zalaczone pisma - zdania o nich nie zmienilam .....
pozdrawiam
Że Polacy nadal nie rozumieją znaczenia PR to wiedziałam. Ale że nadal uważają konsumenta za debila bez prawa głosu- nie przypuszczałam.
OdpowiedzUsuńPS. Może zrozumiałabym tę sytuację, ale miałam wątpliwą przyjemność używać tego francusko polskiego wyrobu i doprawdy nie rozumiem o co tyle szumu. Słaby produkt i tak się nie sprzeda.
Wg mnie nie napisałaś niczego, co oczerniałoby producenta, wytwórcę czy ewentualnie znak handlowy. Mamy wolność słowa, demokrację i dopóki tak jest każdy może wyrazić swoje zdanie czy poddać zdanie innych pod wątpliwość, zwłaszcza na swoim blogu pod warunkiem, że zdanie to nie jest krzywdzące dla innych i nie zawiera obraźliwych epitetów, ani też nie próbuje nikomu grozić przykrymi konsekwencjami:-)
OdpowiedzUsuńJaaasne, naruszenie dóbr osobistych. Sam fakt, że Evolve zamiast przejrzyście wytłumaczyć co, jak, gdzie i kto, wysyła od razu pismo od kancelarii - sprawia, że w moich oczach są jeszcze bardziej podejrzani. Pomijając cenę - po tej akcji nie kupię od nich nic.
OdpowiedzUsuńMoże to i naturalne produkty (sprawdzic to można analizując INCI), ale to co ta firma robi to działania marketingowo-reklamowe. Znam producentów polskich, austryjackich, niemieckich, którzy produkują swoje kosmetyki w laboratoriach francuskich (tam znajduje się nawet jedno z największych, które produkuje dla większości firm europejskich)i nie piszą na swoich produktach Made in France tylko jasno wskazują, że kosmetyk jest z kraju gdzie jest siedziba firmy. A pisanie na swoich opakowaniach o laboratorium z certyfikatem ecocert to dokładnie taki sam manewr, czyli nie stac nas na opłacenie certyfikacji, to napiszemy chociaż, że laboratorium ma certyfikat. Oczywiście to wszystko jest zgodne z literą prawa. Klient chętniej sięgnie po kosmetyk Made in France. A jak na opakowaniu wpadnie mu w oko słowo ecocert (znaku graficznego nie wolno im postawic) to chętniej kupi i zapłaci. Tak jak Ziaja zrobił na swoim kremie z olejkiem arganowym. Pływała w nim kropla olejku, który miał certyfikat. Na opakowaniu postawił sobie znaczek ecocert i klientki myślały, że kremik jest organiczny, bo ma certyfikat. Ostatnia kwestia to cena kosmetyków. Pamiętajcie, że wysoka cena to także działanie marketingowe - jak drogie to dobre, bo organiczne produkty muszą kosztowac :)
OdpowiedzUsuńJa wiem, że certyfikat ecocert to nie tylko organiczny wsad. To także koniecznośc spełnienia przez producenta wielu warunków z dziedziny ekologii, m.in. opakowania.
Tutaj ewidentnie chodzi o działania marketingowe. Oczywiście zgodnie z prawem. Myślę, że producent sam sobie winien takim działaniem, bo takie metody łatwo jest rozszyfrowac co widac na załączonym obrazku. W dobie internetu i coraz lepszej edukacji konsumenckiej...dziwię się. Jak się chce bawic w kosmetykę eko, to zarówno w kwestii składników jak i zachowania na rynku konsumenckim trzeba byc transparentnym. Dlaczego nie napisac Made in Poland? Czyżby trudno to było sprzedac?
Zgadzam się z powyższą wypowiedzią :)
UsuńJa swoje już pisałam. Nic nie robi tak pozytywnego marketingu jak marketing szeptany. Tego nie umie robić firma Evolve i ich "zespół", bo pisząc nie potrafią używać imienia i nazwiska. To takie bezosobowe pisanie, gdzie człowiek od razu ma wrażenie, że pisze z nikim, maszyną po drugiej stronie monitora.
OdpowiedzUsuńCo do produkcji kosmetyków: nie można mieć pewności, gdzie kosmetyki są produkowane. To, że ktoś coś twierdzi nie daje tej pewności. A gdy ukrywa nazwy, dane to powoduje, że klient po prostu podejrzewa, że jest oszukiwany. I że produkt wcale nie jest produkowany w laboratorium francuskim a może na przykład w garażu w Pcimiu Dolnym? Swoją drogą adres firmy Evolve to jakieś biuro księgowe, nie mają nawet papieru firmowego, co jak dla mnie bardzo obniża wiarygodność firemki.
Dodatkowo to obrzydliwe, że firma straszy blogerkę konsekwencjami prawnymi.