Dla Was piszę

30 marca 2014

Nagietkowy olejek do masażu i pielęgnacji ciała Martina Gebhardt.

Pisząc o naturalnych kosmetykach muszę podkreślić jedną znaczącą rolę każdego naturalnego kosmetyku, po który sięgam.  To, że nie może on szkodzić to sprawa oczywista. Ja podchodzę trochę do kosmetyków jak do leków. Muszą  także zachowywać zdrowie skóry, a jak zajdzie taka potrzeba to i leczyć. Pewnie sądzicie, że spełnieni e tego ostatniego warunku jest bardzo trudne o ile nie niemożliwe.
Otóż nie. Są kosmetyki, które także leczą. Jednym z nich jest Nagietkowy olejek do masażu i pielęgnacji ciała Martina Gebhardt.


O olejku przeczytamy:
„Olejek łagodzi podrażnione, zaczerwienione i szczególnie wrażliwe partie delikatnej skóry najmłodszych. Odpowiedni do oczyszczania niemowlęcej pupy, jak również jako olejek do pielęgnacji i delikatnego masażu całego ciała. Zawiera wyciągi z przesyconych energią słońca kwiatów nagietka. Jak wszystkie produkty dla dzieci MARTINA GEBHARDT, olejek jest odpowiedni do skóry alergicznej, atopowej i dotkniętej łuszczycą; zarówno dla dzieci i niemowląt, jak i dla dorosłych.
Produkty do pielęgnacji skóry – w szczególności dziecięcej i niemowlęcej – powinny być racjonowane oszczędnie, tak aby wspierać naturalne funkcje skóry, a nie je zastępować. Kremy i olejki należy nakładać cienką warstwą i dobrze wmasować. Taki masaż, miejscowo pobudzając krwiobieg, sprzyja lepszemu przyswajaniu substancji aktywnych.
Skład: olej słonecznikowy°, wyciąg olejowy z nagietka lekarskiego°.
° składniki pochodzące z upraw kontraktowanych przez Demeter


Moja opinia:
Niech nie dziwi Was, że recenzuję kosmetyk dziecięcy. Do pielęgnacji skóry malucha sprawdza się idealnie.  Tak oceniam po stanie skóry. Kilka kropel oleju z powodzeniem można zastosować w kąpieli.  Jako, że maluch nie napisze recenzji muszę zrobić to ja. Skupię się jednak na zastosowaniu tego olejku o dorosłego człowieka czyli u mnie.
Zanim zdradzę jak wykorzystuję ten olej chcę poświęcić kilka słów nagietkowi. Nagietek jako roślina lecznicza znany był już w świecie antycznym. Persom i Grekom płatki nagietka służyły jako namiastka szafranu. Kwiat ten nazywany był sponsa solis czyli narzeczona słońca. Uważano, że pomarańczowe koszyczki kwiatowe zwracają się ku toczącemu się po firmamencie złotemu rydwanowi boga słońca Heliosa. Płatki nagietka wczesnym rankiem rozchylają się, zapowiadając słoneczny dzień. Około 17 –tej zamykają się. Jeśli z rana nagietek płatków swoich nie rozchyli niewątpliwie będzie padał deszcz.  Z tego powodu roślinę nazywano deszczowym kwiatem.
Olej z nagietka pozyskiwany jest w procesie maceracji  w oleju roślinnym.  Do oleju, w tym przypadku, do oleju słonecznikowego „przechodzi” całe bogactwo aktywnych składników zawartych w nagietku. Kwiaty nagietka zawierają mieszaninę saponin oraz alkoholi trójterpenowych (m.in. kalenduliadol)  oraz karotenoidy, flawonoidy  i inne związki działające na organizm przeciwzapalnie, bakteriobójczo i grzybobójczo oraz rozkurczowo.  Wyciągi z nagietka wchodzą w skład różnych leków.  Stłuczenia, oparzenia i odmrożenia mogą być skutecznie leczone za pomocą maści nagietkowych. Napar z nagietka zastosowany zewnętrznie często okazuje się być wybawieniem dla cery tłustej. Do oczyszczania cery tłustej z powodzeniem można użyć oleju nagietkowego.


Olej nagietkowy może być stosowany przy źle gojących się ranach. Poprawia ukrwienie skóry. Pobudza przemianę materii w skórze. Stymuluje powstawanie w niej nowych komórek.  Bardzo dobre rezultaty przynosi stosowanie oleju z nagietka do suchej, pękającej skóry. Goi poparzenia słoneczne.
Ja dla olejku nagietkowego znalazłam jeszcze jedno zastosowanie. Czytałam także  na temat wzmacniających właściwości nagietka na naczynia krwionośne i żyły.  Stosując profilaktykę przeciw żylakom używam tego olejku do masażu nóg. Na mnie to działa. Wieczorny masaż nóg jest wybawieniem po całym dniu.

Olejek jest wielofunkcyjny, dla dzieci i ich mam. Jest on moim kosmetycznym odkryciem roku 2013. Z przyjemnością  zgłosiłam go do plebiscytu  organizowanego przez Lili. Zasługuje na wyróżnienie. Ja wyróżniam ten kosmetyk za działanie, prosty i naturalny skład oraz piękne opakowanie. 

Znacie olejek nagietkowy? 


23 marca 2014

Różana woda micelarna do demakijażu So Bio Etic

Wieczorna pielęgnacja to mój rytuał. Cisza i spokój późnej nocy pozwalają na rozkoszowanie się kosmetykami, powolne wykonywanie różnych pielęgnacyjnych zabiegów. Od demakijażu oczywiście zaczynam. Lubię zmieniać kosmetyki, te do demakijażu w szczególności. Mleczka, toniki, micele. Do tych ostatnich podchodziłam z ogromną rezerwą. No bo jak tu płyn przypominający zwykłą wodę może sobie poradzić a makijażem? Tajemnica tkwi w specyficznej budowie. Micele to mikroskopijne kuleczki złożone z wielu połączonych ze sobą cząsteczek zawieszonych w roztworze wodnym. Micele działają jak magnes. Przyciągają brud i pochłaniają nadmiar sebum. Różana woda micelarna do demakijażu So Bio Etic to mój trzeci naturalny micel.


O kosmetyku przeczytamy:
„Ta delikatna woda micelarna szybko i efektywnie usuwa makijaż oraz wszelkie zanieczyszczenia z twarzy i okolic oczu, pozostawiając skórę miękką i gładką, gotową do lepszej absorpcji kosmetyków pielęgnacyjnych. Testowana pod kontrolą dermatologiczną.
Rose Sublime (Anjou) to seria przeciwzmarszczkowa SO BIO.
Róża Anjou znana jako "róża z Prowansji", gdyż oryginalnie pochodząca z Prowansji, została sprowadzona przez Króla Anjou. SO’BiO étic® zdecydowała się na współpracę z największym hodowcą organicznych prowanslaskich róż, który zajmuje się hodowlą organiczną od 24 lat. Organiczna róża Anjou pochodzi od francuskich producentów, którzy zatrudniają osoby niepełnosprawne.


W dalszym ciągu hodowany zgodnie z ponadczasową tradycją, ten klejnot Anjou został umieszczony w linii kosmetyków SO BIO, łącząc szlachetność, piękno i zmysłowość.
Jedwabista, kremowa konsystencja i natychmiastowe działanie przeciwzmarszczkowe. 100% naturalny olejek eteryczny z róży tworzy delikatną, kwiatową nutę zapachową.
Stosowanie:
Nałożyć na twarz i szyję za pomocą bawełnianego wacika lub chusteczki.
Skład: Aqua (Water), Rosa Damascena Flower Water*, Glycerin, Polyglyceryl-4 Caprate, Rosa Gallica Flower Water*, Sodium Leavulinate, Benzyl Alcohol, Sodium Benzoate, Sodium Hydroxide, Parfum (Fragrance), Dehydroacetic Acid,  Citronellol, Linalool, Geraniol,
*z rolnictwa ekologicznego.”


Moja opinia:
Wody micelarne służą mi przede wszystkim do demakijażu oczu. Usuwają cienie i tusz (nie używam wodoodpornego).  Twarz także przemywam tą wodą.  Nasączam płatek kosmetyczny, przykładam do powieki na kilka sekund i już po makijażu. Zaletą miceli jest ich błyskawiczne działanie. Nie trzeba pocierać powiek i rzęs, aby pozbyć się kolorówki. Płyn nie szczypie w oczy. Wody tej używam od ponad trzech tygodni. Zauważyłam, że skóra twarzy jest mocno nawilżona, miękka i gładka.  Dla mnie ważne jest także  to, że micel ten nie powoduje uczucia lepkości na twarzy.
Kilka słów o zapachu tej wody. Przeciwniczki różanych zapachów w kosmetykach pewnie stwierdzą, że to nie dla nich z powodu zapachu. Nic bardziej błędnego. Jeśli nie lubicie róży w kosmetykach ten micel jest dla Was. Zapach jest wyjątkowo lekki. Najmniej różany ze wszystkich moich różanych kosmetyków. Określiłabym go nawet jako zapach owocowo-różany. Same zalety? Dla mnie tak. Naturalne składniki, wygodne opakowanie, spełnia dobrze swoje zadanie. 


Czy można oczekiwać czegoś więcej od wody micelarnej? Nie sądzę. Wodę micelarną znajdziecie w Matique. Marka So Bio Etic ma jeszcze dwa micele, nagietkowy i aloesowy. Z pewnością je wypróbuję.

Jaki jest Wasz sposób na demakijaż. Mleczko, żel czy micel?


II Wiosenny Lili Plebiscyt na najlepsze kosmetyki naturalne

Czas tak szybko mija …. Lili przypomniała nam, że jesteśmy o rok starsze ogłaszając „ II Wiosenny Lili Plebiscyt na najlepsze kosmetyki naturalne!”. 


Na czym on polega? Podobnie jak w ubiegłym roku zadanie jest bardzo proste. Razem z Lili mamy stworzyć listę najlepszych dostępnych na naszym rynku kosmetyków naturalnych. Lili podzieliła plebiscyt na dwa etapy. W I etapie powstanie lista kosmetyków, które w II etapie będą pretendować do miana Lili Naj 2014.
Lili proponuje następujące kategorie:

- Twarz (pielęgnacja i makijaż)
- Ciało (balsamy, masła, dłonie, stopy, oleje, depilacja, dezodoranty, przeciwsłonecznie, itp.)
- Kąpiel (kąpielo-umilacze, w tym także peelingi, żele pod prysznic, itp.)
- Włosy (szampony, odżywki, maski, farby, 
Dzieci (pielęgnacja najmłodszych oraz młodych i przyszłych mam)

Nie znaczy to, że do każdej kategorii musimy zgłosić jakiś kosmetyk. Może mamy tylko jednego naturalnego ulubieńca? Nic nie szkodzi. Zgłośmy go. Ważne jest to, aby był to kosmetyk naturalny. Nie zgłaszajmy kosmetyków, które tylko próbują naśladować te naturalne.
Wszystkie szczegóły plebiscytu znajdziecie tutaj.
Ja już prawie przygotowałam listę moich faworytów chociaż bardzo trudno zgłosić tylko jeden kosmetyk w danej kategorii.

I Was drogie Czytelniczki zachęcam to stworzenia listy ulubionych naturalnych kosmetyków. Przypuszczam, że każda z Was lubi chodź jeden naturalny kosmetyk. Plebiscyt ten jest także dobrą okazją do przeglądu własnej toaletki.

Jeśli plebiscyt, to i nagrody. Oczywiście, że naturalne. O wszystkim Lili napisała. Zapraszam. 

16 marca 2014

Subiektywnie o zapachach - Coconut Paradise Ashleight&Burwood

Na wstępie kilka słów wyjaśnienia z powodu mojej dwutygodniowej nieobecności. Dziękuję Wam, że ciągle do mnie zaglądacie, mimo milczenia z mojej strony. Najpierw była podróż służbowa. Z podróży obok zawodowych doświadczeń przywiozłam infekcję grypopochodną. I takim oto sposobem trafiłam na całe pięć dni do łóżka. Powoli dochodzę do siebie. Do pełnego zdrowia jeszcze troszeczkę. Jest już jednak  na tyle dobrze, że mogę napisać chodź skromną notkę. Będzie o moim ulubionym kokosie. Olej kokosowy wykorzystuję w pielęgnacji ciała i w kuchni. Lubię także ten słodki zapach. Pewnego razu więc pomyślałam czyż nie byłoby dobrze, aby mieszkanie zapachniało kokosem. I zapachniało za sprawą zapachu do lampy Ashleigh & Burwood o nazwie „Coconut Paradise”.

Ten zapach to kokosowe mleczko w najczystszej postaci. Słodycz kokosu przełamano soczystym ananasem z odrobiną wanilii. To wyjątkowo ciepły i słodki zapach. Wystarczy zamknąć oczy, aby przenieść się na rajską plażę z białym piaskiem i błękitną wodą oceanu. Nie każdemu ten zapach się spodoba. U mnie było podobnie. Początkowo wydawał mi się zbyt intensywny. Za radą producenta lamp rozcieńczyłam pachnący płyn specjalnym bezwonnym preparatem. I teraz jest dobrze. Zamykam oczy i marzę o wakacjach na Bora Bora.

Lubicie zapach kokosu? Jakie macie skojarzenia?


2 marca 2014

Rumiankowy krem do rąk Martina Gebhardt

Dobrze, że zimę mamy już za sobą. Tak przynajmniej myślę. Nie lubię zimy z kilku powodów. Jednym z nich jest wyjątkowo destrukcyjny wpływ na moją skórę. Z jednej strony suche powietrze centralnego ogrzewania, z drugiej niskie temperatury na zewnątrz. Moja skóra na ciele i dłoniach lubi się robić szorstka i popękana. Moja dłonie w zimowy czas bardzo cierpią. Zimą wybieram treściwe kremy, tłuste.
Tej zimy moje dłonie skutecznie chronił Rumiankowy krem do rąk marki Martina Gebhardt.


O kremie przeczytamy:
„Krem do rąk o przyjemnym i delikatnym zapachu. Bardzo skutecznie chroni i zmiękcza szorstką, spierzchniętą i skłonną do podrażnień skórę dłoni.
Skład: woda, oliwa z oliwek°, lanolina, wosk pszczeli°, masło shea*, masło kakaowe°, wyciąg z rumianku°, wyciąg z krwawnika°, tokoferol, hydrolat kwiatów róży damasceńskiej°, azulen, esencja spagiryczna (z wyciągu z rumianku°, złota, srebra, siarki), zapach*, linalol**, limonen**.
° składniki pochodzące z upraw kontraktowanych przez Demeter
*składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych
** komponenty naturalnych olejków eterycznych.”


Moja opinia:
Gęsty, tłusty krem o lekko seledynowym zabarwieniu umieszczono w pięknym, białym szklanym słoiczku. Krem jest gęsty, treściwy. Pachnie bardzo delikatnie. To wyjątkowo subtelna woń rumianku. Tak jak obiecał producent krem skutecznie radzi sobie z suchą i spierzchniętą skórą. Podczas styczniowych mrozów kremu tego używałam dwa razy dziennie. Rano przed wyjściem do pracy i wieczorem. Przed snem nakładałam bardzo grubą warstwę. Krem dość długo się wchłaniał. Mnie to akurat nie przeszkadza. Nie używam go w pracy, tylko w domu. 


W domowych warunkach mogę pozwolić sobie na dłuższe chwile nic nie robienia. Przez dwa miesiące zużyłam połowę zawartości słoiczka. Polubiłam ten krem, chodź uważam, że zdecydowanie jest to kosmetyk do zadań specjalnych. Polecam go osobom, których dłonie wymagają regeneracji. Jedno mnie martwi producent wycofuje krem ze swojej oferty. Mam nadzieję, że pojawi się również dobry następca.

Jeśli zainteresował Was ten krem to dodam, że kupiłam go w sklepie Green Line. Dużo kosmetyków można kupić w promocyjnych cenach. 
Macie skuteczne sposoby na ochronę dłoni przed zimnem?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...