Dla Was piszę

30 stycznia 2013

Fitne Bio Melkfett czyli bio tłuszcz mleczny

Chyląc czoła wyborom moich Czytelniczek chciałabym przedstawić Wam nader interesujący kosmetyk jakim jest tłuszcz mleczny. Sama nazwa może sugerować kosmetyk wytworzony na bazie mleka. Nic bardziej mylnego. Tłuszcz mleczny Fitne jest kosmetykiem opartym tylko na olejach i esencjach roślinnych. Po ten krem, a właściwie maść (słowo maść najlepiej oddaje charakter tego specyfiku) sięgnęłam już na początku grudnia. Szukałam mazidła pozbawionego wody, które pozwoli dobrze natłuścić moją skórę w czasie zimy. Kupiłam go właściwie z myślą o stopach, które zawsze potrzebują solidnych kremów. Takie były zakupowe przesłanki. Byłam bardzo ciekawa czym jest „tłuszcz mleczny”. Oczywiście przeczytałam, że jest to produkt wegański. Oleje roślinne, olejki eteryczne i bez wody.
 
 
Bio Melkfett „pielęgnuje wymagającą skórę przy pomocy roślinnych olejów, wosków i ekstraktów.
Olej z oliwek, olej z pestek moreli i wyciszający skórę ekstrakt z rumianku z biologicznych upraw pielęgnują szczególnie zniszczone, przesuszone, szorstkie i popękane partie skóry, i sprawiają, że staje się ona miękka i gładka. Olej jojoba wraz z olejem oliwkowym tworzą cienki film ochronny zapobiegający utratom wilgotności z naskórka.
Dodatkowo preparat zawiera skwalan roślinny, olej sojowy, rycynowy, manuka oraz lawendowy, jak również ekstrakt z rozmarynu i wosk carnauba oraz witaminy C i E.
Zapobiega złuszczaniu się naskórka, przyspiesza regenerację uszkodzonej skóry, poprawia jej kondycję, nawilża i odżywia.
 Bio-Tłuszcz mleczny jest produktem w 100% roślinnym, nie zawierającym parafiny i wazeliny.
Polecany szczególnie do pielęgnacji dłoni (zniszczonych przez prace domowe, w ogrodzie), stóp i pięt (zmiękcza zrogowaciały naskórek), ust oraz do pielęgnacji niemowląt. Może być stosowany jako preparat ochronny do twarzy i rąk, na wiatr i niepogodę, ponieważ nie zawiera wody.
Sposób użycia: W celu uzyskania optymalnego działania, maść należy nakładać na wybrane partie skóry, wielokrotnie w ciągu dnia.
Produkt wegański. Nie zawiera laktozy, glutenu. Nie zawiera środków konserwujących, barwiących i zapachowych.
 
 
Składniki: Glycine Soja (Soybean) Oil*, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil*, Hydrogenated Castor Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Copernica Cerifera (Carnauba) Wax, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil*, Squalane, Leptospermum Scoparium Oil, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Leaf Extract*, Chamomilla Recutita (Matricaria) Extract*, Lavandula Angustifolia (Lavender) Oil*, Ascorbyl Palmitate, Lecithin, Tocopherol, Hydrogenated Palm Glycerides Citrate, Linalool, Limonene, Geraniol
* z kontrolowanych upraw biologicznych”
 
Moja opinia:
Ciekawość jest główną cechą odkrywców. Czasami tak mam, że kupuję kosmetyki z czystej ciekawości. Oczywiście mają spełniać swoje zadania. Tak było z tłuszczem mlecznym. Szukałam kosmetyku pozbawionego wody, opartego na olejach. Nie chciałam jednak ciekłej mieszanki olejów, a mazidło o konsystencji masła. Ale nie tak twardego jak masło shea. Tłuszcz mleczny wydawał mi się idealnym kandydatem jeśli chodzi o konsystencję. Intuicja nie zawiodła mnie. Tłuszcz mleczny łatwo rozsmarowuje się na ciele. Jest jak apteczna maść. Przesuszona skóra dobrze go chłonie. Po kilku minutach można zakładać ubranie. Na skórze pozostaje ochronny film. Zapach tego kremu-maści jest ziołowy. Na początku wydawało mi się, że czuję majeranek. W składzie oczywiście go nie ma. Jest lawenda i rumianek, a także rozmaryn i olejek drzewa manuka. To olejki dają charakterystyczny zapach. Barwa mazidła jest żółto-słomkowa.
 

 
Tłuszczu mlecznego używam na szczególnie suche partie skóry. Łokcie, kolana, stopy smaruję bardzo obficie.
Czasami używam go także po kąpieli na całe ciało. Rozgrzana skóra wspaniale go wchłania. Podczas bardzo mroźnych dni nakładałam go na twarz przed wyjściem na spacery. Kiedy zdarzy się, że od zimna i wiatru ucierpią dłonie tłuszcz mleczny szybko je  zregeneruje. Tłuszcz mleczny jest idealny dla dzieci. Opakowanie 200 ml wystarczy na całą zimę. Wiem już, że specyfik o nazwie tłuszcz mleczny na stałe zagości wśród pozostałych kosmetyków. Zastanawiam się czy równie dobrze będzie radzić sobie latem np. z oparzeniami słonecznymi. Zimowy egzamin zdaje celująco. Obietnice producenta zostały spełnione. Uważam, że to bardzo dobry kosmetyk do zimowej pielęgnacji.
Zastanawia mnie tylko jedna kwestia. Dlaczego „tłuszcz mleczny”? Spotkałyście się już z takim kosmetykiem? Kto mi powie dlaczego „melkfett”?
 

27 stycznia 2013

Nasza zima zła ...

Wspominałam Wam już, że nie lubię zimy? Nie? Niemożliwe! No, nie lubię zimy. Z wielu powodów. Zimą zaczynają się także moje problemy ze skórą. W ciepłej porze roku nie musze używać żadnych mleczek, balsamów do ciała, olei itd. Skóra ciała ma się dobrze. Wszystko zmienia sią jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wtedy, kiedy nastają chłody. Sen o niewymagającej skórze pryska. Dają mi się we znaki i zimno i suche powietrze w mieszkaniu, biurze. Skóra przesusza się, swędzi, łuszczy. Nie lubi zimna i suchego powietrza. Na zimę zaopatruję w się w prawdziwy arsenał tłustych mazideł i olei. Świadomie rezygnuję z kosmetyków zawierających wodę. Balsamy do ciała o składzie woda – olej na krótko ratują skórę. Zupełnie inaczej jest z kosmetykami pozbawionymi wody. Tej zimy towarzyszą mojej skórze cztery kosmetyki.
 
 
 
 
Dwa kosmetyki o konsystencji płynnej:
ü  Pielęgnacyjny olejek do ciała i włosów Acorelle
ü  Olejek do ciała z wanilią i kokosem Lavera
 
 
Dwa kosmetyki o konsystencji gęstych mazideł:
ü  Olej kokosowy
ü  Tłuszcz mleczny Fitne
 
 
I teraz moje pytanie. O którym kosmetyku do walki z suchą skórą chcecie przeczytać w najbliższym czasie? Która z Was ma podobne problemy ze skórą? Jak sobie radzicie?
 
 

26 stycznia 2013

"Szminką po lustrze" świętuje drugie urodziny!


Znacie blog Szminką po lustrze (klik)? Jeśli nie to czas to zmienić.
Autorka – Reniakicia – już dwa lata raczy nas swoimi notkami.
Bardzo lubię czytaj Jej notki. Z tekstów przygotowanych przez Autorkę bije niesamowity spokój. Nie ma pośpiechu, pędu nie wiadomo dokąd. Lubię takie miejsca. Dobrze jest poczytać nie tylko o kosmetykach. Z racji tego, że Renia jest fanką naturalnej pielęgnacji, dużo skorzystałam czytając opisy kosmetyków. Poznałam marki, które do tej pory omijałam. Nie będę Wam opowiadać o Jej blogu. Sami się przekonajcie. Dwa lata w blogosferze to naprawdę dużo.

Z okazji drugich urodzin bloga Renia organizuje dla nas rozdanie (klik).
 
 
Muszę przyznać, że za słodką węgierska paprykę oddałabym połowę królestwa. Zapraszam do zabawy.
 
Reni życzę wszystkiego dobrego, a Kicię chętnię pogłaszczę ;-) 
 
 
Zdjęcia pochodzą z Bloga Szminką po Lustrze. To zdjęcie jest tak piękne, że musiałam je zamieścić. Oto cała nasza Reniakicia.

25 stycznia 2013

Proszę zagłosujcie :-)

Biorę udział w konkursie Blog Roku 2013!
 
 
Od 24 stycznia przez tydzień trwa II etap konkursu.
To głosowanie SMS.
Jeśli chcesz zagłosować na mój blog
wyślij SMS o treści G00169
na numer 7122
 
Uwaga!
W numerze bloga znak 0, to cyfra zero. Pamiętaj także, aby nie wstawiać w sms spacji!
 Koszt SMS to 1,23zł
 
Dochód z SMS zostanie przekazany na integracyjno - rehabilitacyjne obozy dla dzieci z ubogich rodzin i dzieci niepełnosprawnych.
 
Proszę zagłosujcie J

 
 

24 stycznia 2013

Chwalę się ;-)

Mówcie mi … Szczęściara!  Muszę przyznać, że mam szczęście w blogowych konkursach. Tym razem los uśmiechnął się do mnie w konkursie, który organizowała Prozerpine wraz z firmą Natur Polska. Firma ta jest wyłącznym dystrybutorem kosmetyków Ikarov w Polsce. Oczywiście kosmetyki tej marki są nagrodą, którą otrzymałam. Konkursowe zadanie polegało m.in. na opisaniu właściwości róży damasceńskiej.
Nagroda tak naprawdę trafiła do mnie rykoszetem.Tak się stało, że zwyciężczyni konkursu nie zgłosiła się po nią. Ja była druga w kolejce.
 
 
Bardzo się cieszę, że trafiły do mnie:
ü  Dwufazowy płyn do demakijażu
ü  Olejek do masażu antycellulit „Jałowiec”
ü  Olejek awokado
ü  Olejek anty- age do cery mieszanej
 

Już ja będę wiedziała jak z tymi cudeńkami postępować ;-)
Część z tych kosmetyków już znam. O olejku do cery mieszanej pisałam (klik). Moje opakowanie już się skończyło. Cieszę się, że mam kolejne.
 
 
Olejku z jałowcem także już używam od pewnego czasu.
Muszę przyznać, że polubiłam kosmetyki Ikarov. Odkrywam z nimi pielęgnację opartą na szlachetnych olejach. Znacie kosmetyki Ikarov?
 










19 stycznia 2013

AA ECO Krem odżywczy


Zima to ciężki czas dla włosów i skóry. Ani zimno panujące na zewnątrz, ani ciepło z kaloryferów w domowym zaciszu nie służą urodzie. Moja cera zawsze zimą potrzebuje nawilżenia i odżywienia.
Lubię sięgać po kosmetyki rodzimych marek. Z przyjemnością kupiłam Krem odżywczy do skóry suchej wymagającej regeneracji AA ECO firmy Oceanic SA.
 
Marka AA ECO to „to ekologiczna marka kosmetyczna, stworzona w trosce o skórę wrażliwą i skłonną do alergii oraz otaczające nas środowisko, czerpiąca z bogactwa natury i najnowszych osiągnięć w dziedzinie dermatologii.”
 
 
O kremie przeczytamy:
„Krem odżywczy zawiera organiczny wyciąg z pestek śliwki, będący bogatym źródłem kwasu linolowego, który stymuluje odbudowę skóry, przywracając jej jędrność i elastyczność.
Organiczny olej z marchwi skutecznie usuwa widoczne oznaki zmęczenia skóry oraz przywraca jej zdrowy i naturalny wygląd.
Masło shea odżywia, intensywnie regeneruje i długotrwale nawilża skórę oraz tworzy na niej delikatny film ochronny.
Przeznaczenie: Do skóry suchej, wymagającej regeneracji.
Stosowanie: nanieść na uprzednio oczyszczoną skórę twarzy i szyi.
INCI: Aqua, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Caprylic/Capric Triglyceride, Parfum, Dicaprylyl Carbonate, Myristyl Myristate,  Octyldodecanol, Glyceryl Stearate Citrate, Cetearyl Alcohol, Glycerin,  Glyceryl Stearate, Prunus Domestica Seed Extract,  Xanthan Gum, Cucurbita Pepo Seed Extract, Daucus Carota Sativa Extract, Helianthus Annuus Seed Oil, Cetyl Alcohol, Citric Acid, Glyceryl Caprylate.
 
Produkt zawiera 99% składników pochodzenia naturalnego.
0 % olejków eterycznych, parabenów i innych konserwantów, oleju mineralnego i pochodnych ropy naftowej, silikonów, alkoholu, glikolu propylenowego, etanoloaminy, ftalanów, karminu, glutenu, syntetycznej kompozycji zapachowej, substancji modyfikowanych genetycznie, PEG, SLES, barwników syntetycznych.”
 
 
Moja opinia:
Po takiej rekomendacji trudno było się nie skusić. Markę AA ECO znam dość pobieżnie. Zachwycił mnie płyn micelarny.  Postanowiłam lepiej poznać rodzime kosmetyki.
Uwagę przykuwa opakowanie. Kartonik, w którym znajduje się krem wykonano z ekologicznego papieru. Utrzymano go w stonowanej gamie kolorystycznej. Wykorzystano do maksimum miejsce na zewnętrznej i wewnętrznej powierzchni kartonika na zamieszczenie informacji o produkcie. Literki nie są mikroskopijne. Można wszystko przeczytać bez konieczności użycia lupy.
 
Kartonik kryje szklany słoik o pojemności 50 ml. Bardzo sobie cenię kosmetyki w szklanych słoiczkach. Uważam, że szkło to najbezpieczniejszy materiał do przechowywania kosmetyków. Może i trzeba bardziej uważać używając takich kosmetyków, aby nie upuścić słoiczka czy butelki na podłogę. Słoiczki AA Eco zostały wykonane z surowców wtórnych. Chwali się !
A teraz działanie. Po kremie tym oczekiwałam mocnego odżywienia i nawilżenia.
 
 
Po zużyciu połowy zawartości słoiczka muszę powiedzieć, że działanie odżywcze  rozczarowuje mnie. Odżywienia nie widzę. Może to z powodu tego, że moją cerę solidnie nakarmiłam olejkami Ikarova? Nie wiem. Jeśli chodzi o nawilżenie to jest dużo lepiej. Krem dobrze nawilża. Początkowo stosowałam ten krem tylko na noc. Zaczęłam używać go także na dzień. Sprawdza się pod makijaż. Krem dobrze się wchłania, nie pozostawia tłustej warstwy. Ogólna ocena tego kremu to taka średnia czwórka. Uważam, że krem ten powinien być oferowany jako nawilżający.  Myślę, że nie jest łatwo znaleźć krem z dobrym, naturalnym składem, w szklanym słoiczku w cenie 35 zł. Mimo, że nie sprawdził się w roli takiej jaką mu przeznaczyłam (odżywianie) polecam Wam ten krem. To dobry nawilżający krem na dzień.
Znacie kosmetyki AA Eco? Co sądzicie o polskich kosmetykach, tych naturalnych i ekologicznych w szczególności?
 

15 stycznia 2013

Baikal Herbals Krem do twarzy na dzień matujący


Ubiegły rok wielu z nas minął na zachwytach nad rosyjskimi kosmetykami. Tanie, naturalne itd. Niejedna z Was zrobiła solidne zakupy. Ja także. Jako, że było lato moje cera potrzebowała kremu matującego, nadającego się pod makijaż. Mój wybór padł na Baikal Herbals Krem do twarzy na dzień matujący.
 
 
Oto informacje producenta:
„Krem matujący do twarzy o wysokiej zawartości biologicznie aktywnych ekstraktów z ziół bajkalskich. Ogranicza pracę gruczołów łojowych, ściąga pory, zapobiega nadmiernemu natłuszczeniu skóry, likwiduje podrażnienia i zaczerwienienia. Dzięki roślinnym składnikom aktywnym przywraca prawidłową równowagę skóry, zapewnia uczucie komfortu i nadaje jej zdrowy i zadbany wygląd.
 Krem nie zawiera parabenów i PEG.
 Składniki aktywne:
 Jaśmin lekarski (Jasminum Officinale Oil) - regeneruje, tonizuje, wygładza drobne zmarszczki.
 Tymianek lekarski (Thymus Vulgaris Extract)  - odkaża skórę, ogranicza pracę gruczołów łojowych, działa antybakteryjnie.
 
 
Tarczyca bajkalska (Scutellaria Baicalensis Extract ) – działa antybakteryjnie, przeciwgrzybiczo, antyoksydacyjnie.
Organiczny ekstrakt z nagietka (Organic Calendula Officinalis Extract) - zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody z powierzchni przez co kondycjonuje, zmiękcza i wygładza powierzchnię naskórka. Ma działanie przeciwzapalne, ściągające
Organiczny ekstrakt z melisy (Organic Melissa Officinalis Extract) - działanie ściągające, kojące oraz regenerujące.
Składniki INCI: Aqua with infusions of: Jasminum Officinale Oil, Thymus Vulgaris Extract, Scutellaria Baicalensis Extract, Organic Calendula Officinalis Extract, Organic Melissa Officinalis Extract, Organic Thymus Vulgaris Extract; Dicaprylyl Ether, Glycerin, Glyceryl Stearate, Mica, Talc, Titanium Dioxide, Lauroyl Lysine, Poliglyceryl-3 Methylglucose Distearate, Cetearyl Alcohol, Allantoin, Panthenol, Bisabolol, Parfum, Xantan Gum, Zn PCA, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Citric Acid."
 



 
Moja opinia:
Krem zaczęłam stosować w lipcu ubiegłego roku, czyli zaraz po zakupie. I jeszcze go mam! Jest wyjątkowo wydajny. Kremu tego używam zgodnie z jego przeznaczeniem, na dzień pod makijaż. Opakowanie kremu, butelka typu airless, umożliwia higieniczną aplikację. To ważna informacja dla wszystkich, którzy nie lubią kremów w słoiczkach. Krem ładnie, delikatnie pachnie (to cecha wszystkich rosyjskich kosmetyków, które poznałam). Konsystencji nic nie mogę zarzucić. Dobrze się rozprowadza, szybko wchłania. Mam cerę mieszaną. Potrzebuję, zwłaszcza latem, kremu, który zmatowi strefę T. Na początku stosowania tego kremu, efektem matującym byłam zachwycona. Po kilku miesiącach skóra przyzwyczaiła się i już tak dobrze nie reaguje. Obiecywanego ściągania porów nie zauważyłam. Krem nie podrażnił mojej cery, nie uczulił mnie. Nie mogę powiedzieć, że to zły kosmetyk. Nie ma jednak w nim dla mnie nic nadzwyczajnego.
 
 
Zatrzymam się na chwilę przy składnikach. Składniki, które widnieją powyżej przepisałam z opakowania. Muszę przyznać, że w poszczególnych sklepach cytowane jest różny skład. Żaden nie jest tożsamy z tym co widnieje na opakowaniu.  Skład nie zachwyca mnie szczególnie. Jest talk i cynk. To te substancje odpowiadają za efekt matu. Wolę ich unikać w kosmetykach, zwłaszcza talku. W jednym z opisów wśród składników znalazłam „cyclopentasiloxane”. Nie wiem co o tym wszystkim sądzić.  Poznaję rosyjskie kosmetyki coraz lepiej. Są takie, po które sięgam już kolejny raz. Są i takie, do których nie będę tęsknić. Do tych drugich  u mnie należy krem matujący Baikal Herbals.
Czy poleciłabym  ten krem i komu? Tak. Osobom z cerą mieszaną może dobrze służyć. Jeśli nie jesteście zbyt rygorystyczne jeśli chodzi o składniki, to także krem ten okaże się zupełnie przyzwoitym. To, że w kremie tym nie ma parbenów i PEG-ów jest atutem tego kremu. Jego cena waha się od 19 zł do 25 zł. Za półroczną pielęgnację nie jest to zbyt wiele.
Znacie ten krem? Chciałabym zapytać właścicielki cer mieszanych w jakie mają sposoby na mat. Jakich macie faworytów w tej dziedzinie. Ja szukam dalej.
 

12 stycznia 2013

Eau de Parfum Larendogra

Nie umiem pięknie opisywać zapachów.  Perfumy, pewnie jak każda kobieta, uwielbiam.  Perfumy traktuję jak element …  garderoby.
Od dłuższego czasu towarzyszy mi Eau de Perfum Larendogra.  
 
 
To nasza rodzima produkcja. Autorami tej kompozycji są perfumiarze z Pollena-Aroma.  Przypuszczam, że bardzo Was to zaskoczyło. Polskie perfumy! Tak, i to z historią w tle. Historii związanej z Elżbietą Łokietkówną i tymi perfumami nie będę wam opisywać. Zainteresowane osoby z pewnością znajdą tę historię.
Producent tak przedstawia swój zapach:
Larendogra to spolszczona w XVI-XVII wieku nazwa "Eau de la Reine d’Hongrie" - Francuskiej wersji słynnej "Wody Królowej Węgier", której autorką była Elżbieta Łokietkówna, Królowa Węgier w XIV wieku. Ta cudowna woda była lekiem, perfumami, a przede wszystkim afrodyzjakiem. Frywolna do późnego wieku Elżbieta czarowała tym zapachem cesarzy, królów i dworzan. Dominujący w zapachu tej Eau de Perfum naturalny olejek rozmarynowy, znany roślinny afrodyzjak, a także inne roślinne olejki eteryczne tworzą niepowtarzalną nutę zapachową ziół, egzotycznych kwiatów (Ylang-ylang) i żywic (Benzoe Siam), ambry i innych naturalnych składników. "Larendogra" ekscytuje, przyciąga i zniewala swoim erogennym zmysłowym zapachem. Wzbudza zainteresowanie, jest inna, egzotyczna, niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. I tym właśnie gwarantuje sukces.”
 
 
Moja opinia:
Perfumy te kupiłam z dwóch powodów. Bardzo cenię sobie olejki Dr Beta. Drugim powodem była ciekawość.  Nie znałam wcześniej zapachu. Próbowałam sobie wyobrazić woń na podstawie opisu.
Szklana, szafirowa butelka zapakowana była w zwyczajny kartonik. Szyjkę butelki oplatała lawendowa wstążeczka z karteczką. Na niej umieszczono nazwę. Niestety nie pokaże Wam tych elementów. Wodę kupiłam dość dawno temu, zanim jeszcze pisałam bloga. Nie zostawiłam opakowania.  Mnie taka surowość opakowania podoba się. Nic zbytecznego. Skupić mamy się na flakonie, a właściwie jego zawartości. Sam flakon także jest bardzo prosty. Może wydawać się wręcz siermiężny. Uważam, że prosta forma jest bardzo wskazana dla wyszukanej kompozycji. Nie ma przesytu.
Szafirową kwadratową butelkę wieńczy korek. Przy jego pomocy nanosimy perfumy na skórę. 
 
 
A sam zapach? Nie ma w sobie nic ze słodyczy. Mocny, zdecydowany. To połączenie aromatów ziół i kwiatów. Rozmaryn dominuje. Jest jeszcze szałwia i majeranek. Słodki, kwiatowy ylang-ylang tylko delikatnie łagodzi ziołową woń. W kompozycji odnajduję lawendę. Zapach zostaje utrwalony przez żywicę.
Zapach ten można określić jako ziołowy. Nie jest to ulotna kompozycja. Kilka kropel naniesionych na skórę będziemy czuły wiele godzin.  Nie używam tej wody codziennie. To dość szczególna kompozycja, na którą muszę mieć ochotę.  Dzisiaj chciałam pachnieć ziołami.
Lubicie ziołowe perfumy? Słyszałyście o Wodzie Królowej Węgier?
 
 

8 stycznia 2013

Gęste mydło Aleppo do mycia ciała i włosów Planeta Organica

Rosyjskie kosmetyki sukcesywnie pojawiają się w moich notkach. Latem, w dobie niesamowitego boomu na wszelkie mazidła zza wschodniej granicy, dokonałam naprawdę solidnych zakupów. Trudno było się oprzeć. Wszystkiego chciałam spróbować. Jedną z marek, która u mnie zagościła na dobre jest Planeta Organica. Naturalne tureckie mydło hammam bardzo przypadło mi do gustu (klik).
 
Do kolekcji kupiłam Gęste mydło Aleppo.
 
 
Oto co przeczytamy o tym mydle:
„Gęste Mydło Aleppo posiada wielowiekową tradycję, a sekret jego przygotowania przekazywany jest w Syrii z pokolenia na pokolenie.
Starodawna receptura wymaga, aby było tworzone na bazie czystej oliwy z oliwek i oleju z liści laurowych.
Tak właśnie przygotowywane jest Mydło Aleppo Planeta Organica i dodatkowo wzbogacane w organiczne oleje szafranu, róży damasceńskiej, mirtu i winogron.
 
 
Właściwości:
Doskonale nawilża i odżywia skórę, chroni przed zanieczyszczonym środowiskiem, sprzyja normalizacji równowagi lipidowej skóry. Nadaje się do pielęgnacji ciała i włosów.
Składniki aktywne:
Oliwa z oliwek (Organic Olea Europea Leaf Oil) - wysoka koncentracja kwasu oleinowego sprzyja normalizacji bilansu lipidowego i poprawia procesy regeneracji w skórze.
Olej z liści laurowych (Laurus Nobilis Leaf Oil) – olej z liści lauru szlachetnego jest naturalną ochroną przed oddziaływaniem zanieczyszczonego środowiska i źródłem witamin dla skóry. Odżywia, zmiękcza, odświeża i oczyszcza skórę, posiadając silne działanie antyseptyczne.
Organiczny olej szafranu (Organic Crocus Sativus Oil) – wzmacnia i zagęszcza włosy.
Olej z róży damasceńskiej (Rosa Damascena Oil) – nadaje mydłu delikatny i miły aromat, poprawia nastrój.
Olejek mirtu - ze względu na wysoką zawartość garbników w liściach mirtu, kąpiele z jego dodatkiem poprawiają ukrwienie skóry, działają odkażająco, dezodorująco i odświeżająco. Zaleca się je w stanach przeziębienia i przy trudnościach z zasypianiem. Usuwają wysypki i trądzik. Wykorzystywany jest również do pielęgnacji włosów w celu ich wzmocnienia oraz uzyskania jedwabistego połysku.
Olejek z pestek winogron - doskonale tonizuje i reguluje wydzielanie sebum zapobiega powstawaniu stanów zapalnych i wyprysków.
 
 
Stosowanie:
Nanieść mydło na wilgotne ciało i włosy, wykonać delikatny masaż a następnie spłukać wodą.
 Mydło o wyjątkowo pięknym zapachu.
Składniki:
Aqua, Organic Olea Europea Fruit Oil, Laurus Nobilis Leaf Oil, Rosa Damascena Oil, Organic Crocus Sativus Oil (organiczny olej szafranu), Myrtus Communis Oil (olej mirtu), Vitus Vinifera Seed Oil (olej z nasion winogron), Chamomilla Recutita Oil (olej z rumianku); Potassium Olivate, Potassium Laurate, Sorbitol, Parfum, Caramel, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.”
 
 
Moja opinia:
Mydło to kupiłam siłą zachwytu nad tureckim mydłem hammam. Skusił mnie także fakt, że może być używane do mycia włosów.
Mydło zamknięte jest w plastikowym, dużym pudełku. Ma barwę ciemnego bursztynu. Tak jak zapewnia producent jest gęste. Po otwarciu pudełka zachwyca piękny różany zapach. Woń ta zachwyciła mnie od pierwszego powąchania. W połączeniu z wodą powstaje pachnąca mydlana piana. Mydło to bardzo dobrze się pieni. Używane do mycia ciała nie wysusza skóry. Różany zapach pozostaje na skórze dość długo.
Wypróbowałam to mydło do mycia włosów. Po czwartym razie odpuściłam. U mnie nie sprawdza się do mycia włosów. Wypróbowałam najróżniejsze warianty. Z płukanką octową, bez płukanki, z nałożeniem odżywki, bez odżywki. Moje włosy zamieniały się w siano. W tej roli mydło to u mnie się nie sprawdziło.
 
 
Podsumowując i tak muszę przyznać, że bardzo lubię to mydło. Zapach jest urzekający. Lubię pachnące różami kosmetyki. Każda róża pachnie inaczej. Jeśli chodzi o skład tego mydła uważam, że jest dobry. Nie ma w nim SLS-esów, parabenów. Jest za to oliwa z oliwek i olej laurowy. Jedną mam tylko wątpliwość czytając opis producenta. A dotyczy ona oleju laurowego pozyskiwanego z liści. Zawsze byłam przekonana, że olej wyciska się z małych czarnych owocków lauru szlachetnego.  Olejek eteryczny z liści jak najbardziej można uzyskać, ale w procesie destylacji z parą wodną. Olej laurowy i olejek eteryczny to dwie różne substancje. Może to kwestia tłumaczenia z rosyjskiego? Nie wiem.
Olejek z róży damasceńskiej natomiast czyni to mydło luksusowym.
Moje mydło kupiłam w Kalinie. Niestety obecnie ma go tam. Wielka szkoda. Jeśli gdzieś spotkacie to mydło rozważcie jego zakup. Słowa te kieruję szczególnie do miłośniczek różanych zapachów.
Lubicie kosmetyki o zapachu różanym? Jakie macie skojarzenia z wonią królowej kwiatów?
 
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...