Dla Was piszę

25 października 2015

Shea tonik do cery wrażliwej i alergicznej Martina Gehbardt

Pozostańmy w kręgu masła shea. Kremy,mydła, odżywki – w każdym z tych kosmetyków łatwo wyobrazić sobie działanie masła shea. Ale tonik? Otóż tak. Taki kosmetyk mamy u Martiny Gebhardy. To Shea tonik do cery wrażliwej i alergicznej. Oczywiście nie zawiera on takiego masła shea jak krem czy odżywka do włosów. W koksmetyku tym mamy esencję spagiryczną. Jeśli chcecie trochę zgłębić tajniki spagiryki zachęcam do przeczytanie tego artykułu (klik).
Mimo, że nie mam cery alergicznej  tonik ten przyciągnął moją uwagę z powodu składu.


Oto co pisze producent:
„Delikatny tonik, przeznaczony do wzmacniającej, odświeżającej tonizacji skóry  szczególnie wrażliwej i alergicznej. Wyciąg wodny z czarnego bzu i woda różana łagodzą podrażnioną skórę.

Skład: woda, hydrolat czarnego bzu*, hydrolat kwiatów róży damasceńskiej°, esencja spagiryczna z wyciągu z orzechów shea*.
° składniki pochodzące z upraw kontraktowanych przez Demeter
* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych”


Moja opinia:
Tak jak wspomniałam w toniku tym moją uwagę przyciągnął skład. Bardzo prosty. Woda różana dobrze służy mojej mieszanej cerze. Z hydlolatem z bzu czarnego także moja cera już się spotkała. Czarny bez doskonale radzi sobie z kaprysami cery mieszanej. Koi ją i delikatnie matuje. Na uwagę zasługuje fakt, że w toniku tym nie ma alkoholu. Wydawałoby się, że tonik bez tego składnika w przypadku cery mieszanej sobie nie poradzi. Czarny bez nadrabia jego brak. U mnie tonik sprawdził się bez zarzutu. Stosowałam go do wieczornej pielęgnacji, wtedy kiedy po całym dniu skórze chcę dać odpocząć. 


Tonik jest wyjątkowo kojący. Dobrze służy także zmęczonym oczom. Nasączone płatki kosmetyczne przyłożone na powieki dawały zmęczonym oczom niesamowitą ulgę. Tonik bardzo ładnie pachnie. Woń zawdzięcza wodzie różanej i wodzie z czarnego bzu. Zapach to dodatkowy seans aromaterapii. Tonik ten polubiłam równie mocno tak ten różany (klik). Jeszcze nie jedną butelkę zużyję i z pewnością kupię ją w Green Line, bo dardzo lubię robić tam zakupy.

Znacie kosmetyki Martiny Gebhardt? Jakie są Wasze ulubione?

18 października 2015

Odżywka rewitalizująca Kawa i Masło shea Alaffia

Doceniam najróżniejsze składniki w kosmetykach. Już dawna bardzo polubiłam masło shea. Lubię kiedy jest w kremach do twarzy, balsamach do ciała, mydłach. Lubię czyste masło shea. Moje włosy także uległy czarowi tego masła.  Pamiętacie jak pisałam, że myję włosy afrykańskim czarnym mydłem, którego bazą jest masło shea (klik)? Bardzo przypadło  mi to mydło do gustu.
Rozumieciw więc, że nie mogłam sobie odpuścić odżywki do włosów. Z kilku rodzajów wybrałam Odżywkę rewitalizującą Kawa i masło marki Shea Alaffia.


Od producenta dowiadujemy się:
Masło shea i kawa odżywiają osłabione włosy. Masło shea nawilża je i wzmacnia. Kawa robusta zawierająca dwa razy więcej kofeiny, pobudza słabe mieszki włosowe, chroni włosy przed wypadaniem. Olejki eteryczne nadają włosom połysk.
Sposób użycia: Wmasować w mokre włosy,  pozostawić na włosach 60 sekund, spłukać.

INCI: Coffee (caffea robusta) extract (aqueous), shea (butyrospermum parkii) butter, cetearyl alcohol, Aloe barbadensis leaf juice, behentrimonium chloride, emulsifying wax,  potassium sorbate, panthenol (pro-vitamin B5),mentha viridis leaf oil, citrus dulcis essential oil, cymbopogon citratus oil, ascorbic acid, d-limonene.

Moja opinia:
Tak jak wspomniałam na wstępie bardzo lubię masło shea w różnych kosmetykach. Jeśli chodzi o kosmetyki do włosów z masłem shea miałam bardzo złe doświadczenia za sprawą marki Urtekram. Włosy moje po myciu i użyciu odżywki zamieniały się w tłuste strąki.  Pomyślałam, że ten składnik nie jest dla moich włosów. Ale wiecie jak to jest. My kobiety przede wszystkim jesteśmy ciekawe wszelkich nowych kosmetyków.


Odżywkę Alafii kupiłam właśnie z ciekawości. Podeszłam do niej bardzo ostrożnie. Przeszła poważny test. Zacznę od minusów. Zdecydowanie minus ma opakowanie. Butelka z twardego plastiku już w połowie użytkowania sprawia problemy. Trudno odżywkę wydobyć z butelki, chyba że cały czas stoi „do góry nogami”. To tak naprawdę jedyny mankament. Teraz już będzie nudno. Tylko same superlatywy. Odżywka jest gęsta, a przez to wydajna. Nie spływa z włosów. Pięknie pachnie. Cytrusowo, z nutą mięty. Raczej nie doszukuję się aromatu kawy. A jak działa? Rewelacyjnie. Nawilża do granic możliwości. Obawiałam się nadmiernego obciążenia przez masło shea. Przetłuszczające się włosy nie lubią ciężkich odżywek. A takimi zawsze wydawały mi się te z masłem shea.
Tak sobie myślę, że jest to najlepiej nawilżająca odżywka jaką kiedykolwiek używałam. Jedna tylko uwaga. Nie używajcie tej odżywki po olejowaniu włosów. Nie wychodzi z tego nic dobrego. 


Na uwagę zasługuje bardzo prosty skład tej odżywki. Tak naprawdę są to tylko dwa aktywne składniki (kawa i masło shea) oraz olejki eteryczne. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że im prostsza pielęgnacja i mniej skomplikowane kosmetyki tym lepiej. Odżywka skończyła mi się pod koniec września.  Zużyję to co mam i  kupię kolejną butelkę Alafii.
Ważny dla mnie jest jeszcze jeden aspekt tego kosmetyku - certyfikat Fair for life. Obrazęk kobiety z rowerem na opakowaniu to nie przypadek. 

Lubicie kosmetyki z masłem shea? Jakie?

11 października 2015

Projekt Denko - wrzesień 2015

Wrześniowe denko powinnam zacząć od słów – się wydenkowało. Na początku września podjęłam pewne wyzwanie. Czy się udało – przeczytacie na samym końcu.
A oto moje mega wrześniowe denko:


Zacznę od kosmetyków do twarzy. Micele, toniki, maseczki.
Micel z arganem od So Bio Etic uważam za bardzo udany kosmetyk. Jeśli nie przeraża Was to, że z butlą o pojemności 0,5 litra zaprzyjaźnicie się na dobrych 7-8 miesięcy – to kupujcie w ciemno. Ja z pewnością do tego kosmetyku wrócę. Recenzję przeczytacie tutaj.


Chwali się, że mamy coraz więcej rodzimych naturalnych kosmetyków. Marka Sylveco zdobywa rynek. Ja jednak nie potrafię przekonać się do jej kosmetyków. Hibiskusowy tonik do twarzy niby nie był zły, ale nie skradł mojego serca. Może kiedyś dam mu drugą szansę.

Dla odmiany urzekł mnie tonik 1000 Roses Andalou Naturals. Absolutna rewelacja. Obiecuję recenzję po zużytej kolejnej butelce.

Ze wszystkich glinek najbardziej lubię białą. Z tego powodu sięgnęłam po peeling z glinką białą i aloesem od Cattier. Szkoda tylko ,że kosmetyki tej marki są trudno dostępne. Tam gdzie kupiłam ten peeling już nie ma kosmetyków Cattier. Wielka szkoda. 


Maseczki w saszetkach to dobry wynalazek dla wszystkich tych, którzy szybko się nudzą maseczkami na wiele użyć. Ja zawsze mam coś z Luvosa. 

Czas jakiś temu także Lavera wprowadziła maseczki w saszetkach. Maseczka relaksująca pachnie fantastycznie czekoladą. Coś dla łasuchów, bez obawy tycia.

W pielęgnacji ciała to z reguły u mnie nic się nie dzieje. Jakieś mydło, peeling. I wystarczy. Mydło z solą morską A La Maison de Provence było z nami wyjątkowo długo. Warte uwagi, ale przy tej ilości mydeł jaka mnie kusi nie wiem czy stanie jeszcze na mojej drodze. Recenzja tutaj.


Lubię poleżeć sobie w wannie. Bez soli taka kąpiel nie może się odbyć. Najczęściej stosuję sól z Morza Martwego. Po sól z dodatkiem oleju arganowego sięgnęłam przypadkowo. Nic nadzwyczajnego.

Tarki i pumeksy do stóp nie sprawdzają się u mnie. Peeling do dłoni i stóp Providy jest wyjątkowo drobnoziarnisty, jak drobny plażowy piasek. Skuteczny za to nad podziw. To już kolejne zużyte pudełko, a recenzji brak.

Peelingi do ciała za to nie są zbyt często obecne w mojej łazience. To z powodu kessy. Odmiana jednak od czasu do czasu jest porządana. Desert Essence ma w swojej ofercie peeling z masłem shea. Przypadł mi do gustu.

Masło shea w różnych kosmetykach gości coraz częściej w mojej pielęgnacji. Odżywka Alafii odpowiada moim włosom. Na początku obawiałam się, że będzie zbyt obciążała włosy. Nic z tego. Nawilża do granic możliwości.


O mojej ulubionej mgiełce Aubrey  pewnie się Wam nawet czytać nie chce. ALe gdyby .... Recenzja tutaj.

Kolejnym włosowym kosmetykiem, który bardzo lubię jest spray z biotyną Andalou Naturals.

Lotion z pokrzywą Providy to także mój ulubieniec. Dlaczego? Recenzja tutaj.

O dawna chcę się z Wami podzielić opinią na temat dezodorantów Crystal Essence. Ten brak czasu...


Na koniec coś z czego jestem najbardziej dumna. Próbki. Sporo się uzbierało. Postanowiłam, że wrzesień będzie miesiącem kiedy rozpocznę ich zużywanie. Przyjrzałam cały koszyk próbek. Na szczęście tylko dwie powędrowały do kosza z powodu przekroczonego   terminu przydatności do użycia. No i rozpoczęłam zużywanie.


Próbek kremu pod oczy z rokitnikiem Logony nazbierało się tyle, że używam ich już miesiąc. Z pewnością sięgnę po pełnowymiarowe opakowanie.  Kilka kosmetyków wpisałam na zakupową listę. Ale póki nie wykończę zapasów zakupom mówię kategoryczne stop.


Przy okazji próbek chciałam Was zapytać jaki jest Wasz stosunek do nich. Zbędny dodatek do zakupów czy szansa na przemyślany wybór kosmetyku?

4 października 2015

Mydło kastylijskie różane Czyste Mydło

Pozostańmy w kręgu mydeł kastylijskich  marki Czyste Mydło. Moje zapasy poznaliście już (klik). Tak jak napisałam nie poznałabym tych mydeł gdyby nie Renia i Anula.
Dzisiaj chciałam zaprezentować Wam mydło od którego zaczęło się moje szaleństwo – Mydło Kastylijskie Różane.


Na początek pewne wyjaśnienie. Za mydło kastylijskie uważa się mydła, które wykonana są z różnych olejów roślinnych. Prawdopodobnie pierwsze z nich powstały w Kastylii a z czasem nazwa ta przyjęła się dla wszystkich roślinnych mydeł.
Wyjątkowo nie zacytuję słów producenta. Mydło to bowiem zmieniło formułę i jego opis dotyczy bogatszej składnikowo wersji. Ta nowa wersja zawiera masło shea oraz masło kakaowe. Skład mojego mydła jest nieco skromniejszy. Oto on: zmydlona w 95% oliwa z oliwek, olej kokosowy i olej rycynowy, gliceryna, olejek różany, olejowy ekstrakt papryki.

Moja opinia:
Mydło jest zapakowane w ciekawą torebkę z szarego papieru. Torebce tej należy poświęcić kilka słów. Prostokątny kawałek papieru tak ciekawie poskładano, że tworzy on właśnie torebkę. Nie użyto kleju do jej wykonania. 


Pomysłowe i pracochłonne. Już po tej torebce widać, że to mydło powstało z wielkiej pasji.  Na torebce znajdują się wszystkie niezbędne informacje takie jak skład, data produkcji. Nie mogło oczywiście zabraknąć zdjęcia róży. Na opakowaniu widnieje jeszcze napis: „zdrowa żywność dla Twojej skóry”.  Torebka jest zawiązywana kawałkiem kolorowej wstążki.


Drugie moje różane mydło dla odmiany miało papierową opaskę.  Muszę przyznać, że taka prostota mnie zachwyciła. Nie wiem kto robi te torebki i wkłada w nie te mydełka. Wiem jednak, że bardzo się przy tym napracuje. Wielkie uznanie i szacunek.

A jak sprawuje się mydło? W połączeniu z wodą tworzy gęstą, aksamitną pianę. Dobrze sunie po skórze. Zostawia ją czystą. Nie odczuwam żadnego ściągania. Skóra jest dobrze nawilżona. Mydła używam do mycia twarzy oraz całego ciała. W higienie intymnej też się sprawdza. Ważne jest to, że na mydelniczce nie rozmaka. Jeśli chodzi o zapach tego mydła to jest bardzo delikatny i lekki. Nie ma mowy o porywającym różanym ogrodzie. Dla mnie mydła kastylijskie zawsze pachniały czystością. Musze jednak przyznać, że jeśli chodzi o zapachy tych mydeł są subtelne różnice. 


Nie muszę chyba wspominać, że mydła kastylijskie z mydlarni Czyste Mydło podbiły moje serce. Zgromadzony zapas mówi sam za siebie.  Firma ma ode mnie ogromy plus za stosunek do EDTA. Znacie te mydła?

2 października 2015

Mydła kastylijskie marki Czyste Mydło

Jeśli napiszecie pod tą notką, że zwariowałam – nie obrażę się. Macie rację w 100 %. Zwariowałam na tle mydeł marki Czyste Mydło.  


Każde wariactwo i uzależnienie ma swój początek. Początek mojemu wariactwu w temacie owych mydeł dały Renia i Anula. Każda z nich podarowała mi po kostce mydła. Różanego. No i się zaczęło. Różane mydło kastylijskie czekało sobie grzecznie na swoją kolej do mydelniczki. I doczekało się tej sądnej chwili. A ja? Jak użyłam, tak przepadłam. Zapragnęłam oczywiście kolejnych kostek. Wybór olbrzymi. I się zaczęło. Do koszyka, z koszyka, do koszyka …
Efekt taki, że w moim koszyku znalazło się … 12 kostek mydła. Słownie: dwanaście!



Węgiel brzozowy, bo brzoza taka nasza, polska, a ja sentymentalna jestem. Sól morska, bo kocham nasz Bałtyk. Płatki owsiane, bo bez nich nie ma śniadania. Awokado, bo sałatki z nim są pyszne.  Kawa także, bo jestem kawoszem. I lipa – do dobra na przeziębienia. O luksusowym spa od dawna marzyłam. Shea, bo uwielbiam. Melisa z cytryną, bo koi nerwy. Mleko i miód, bo to wspomnienie z dzieciństwa. A jak miód to i propolis być musi. I oliwa z oliwek, od której wszystko się zaczęło.  Jak widzicie zakup każdej kostki jest w pełni uzasadniony. Zwariowałam. Tak, na punkcie kastylijskich mydeł Czyste Mydło. 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...