Dla Was piszę

28 października 2014

Relaksujące masło do ciała Martina Gebhardt

Jesienią nastaje u mnie czas bogatszej pielęgnacji. Nie lubię zimna i nie służy ono moje skórze. Rozpieszczam więc ciało olejami, balsamami i masłami. Wiosną kupiłam Relaksujące masło do ciała Martiny Gebhardt. Latem zrezygnowałam z tego masła. Teraz do niego wróciłam.


Opis producenta jest skromny:
„Bogate w substancje odżywcze, delikatnie rozpływające się w dłoniach masło, które intensywnie zmiękcza i wygładza wszystkie partie skóry.

Skład: olej słonecznikowy°, oliwa z oliwek°, wosk pszczeli°, olej kokosowy*, masło shea*, masło kakaowe°, olej migdałowy°, olejek rokitnikowy*, wyciąg z oczaru wirginijskiego°, wyciąg z lawendy wąskolistnej°, wyciąg z kwiatów hibiskusa°, aromat°, cytronelol**, geraniol**, linalol**.
° składniki pochodzące z upraw kontraktowanych przez Demeter
* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych
** komponenty naturalnych olejków eterycznych.”


Moja opinia:
Masło dostajemy w mlecznobiałym szklanym słoiczku. Odkręcamy i … do nozdrzy dociera zapach. Ale jaki! Piękny, owocowy, smakowity. Cytrusy i mango, z odrobiną wanilii. Tak ten zapach odbieram. To najlepiej pachnące masło do ciała jakie miałam. Ten zapach relaksuje i uzależnia. Często spotykam się z zarzutami, że słabym punktem naturalnych kosmetyków jest zapach.  Uważam, że tak twierdzą osoby, które nie sięgają zbyt często po naturalne kosmetyki. Zapach tego masła jest intensywny i niepowtarzalny.
Zapach już poznaliśmy. Masło ma jasnopomarańczową barwę. Taką słoneczną. 


Konsystencja jest lekka. Żadnych grudek. Pod wpływem ciepła dłoni szybko się rozpuszcza. Rozsmarowuje się dobrze. Masło to wykorzystuję również do masażu relaksacyjnego. W masażu daje dobry poślizg. Dobrze się wchłania. Nie bez przyczyny nazwano go relaksującym. Jego używanie daje relaks i ogromną przyjemność.
Masło kosztuje 76 zł. Warte jest swojej ceny. Kupiłam je w Green Line.

Lubicie masła do ciała?


27 października 2014

Maseczka do twarzy głęboko oczyszczająca Lavera

Maseczki w pielęgnacji twarzy są nieodzowne. Każda z nas o tym wie. Ja w ostatnich miesiącach znacznie mniej uwagi poświęcałam własnym potrzebom. Zabiegana byłam bardzo. Wszystko to negatywnie się na mnie odbiło. Na zdrowiu, na cerze. Nawet nie wspominam, że na bloga również nie mam tyle czasu ile bym chciała. Jeśli chodzi o maseczki to nie ma żadnego usprawiedliwienia. Przecież nałożenie maseczki nie jest ani trudne, ani czasochłonne. Postanowiłam bardziej o siebie zadbać. Maseczka dwa razy w tygodniu być musi. Takie sobie wyznaczyłam minimum.
W ten mój plan dobrze wpisują się nowe maseczki Lavery.
Na pierwszy ogień z trzech nowych maseczek Lavery, które kupiłam  poszła Maseczka do twarzy głęboko oczyszczająca.


Producent tak rekomenduje maseczkę:
 „Delikatnie rozjaśnia skórę i nawilża ją. Sól z Morza Martwego i limonka dogłębnie oczyszczają skórę z martwego naskórka oraz zanieczyszczeń.
Składniki aktywne:
sól z Morza Martwego: rozjaśnia i oczyszcza skórę, działa przeciwbakteryjnie i dezynfekująco.
ekstrakt z limonki: odświeża skórę, intensywnie nawilża oraz pobudza mikrokrążenie skóry.


Skład: Water (Aqua), Silica, Glycerin, Alcohol*, Xanthan Gum, Coco-Glucoside, Sea Salt (Maris Sal), Zinc Oxide, Titanium Dioxide (CI 77891), Citrus, Limon Fruit Extract*, Hamamelis Virginiana (Witch Hazel) Water*, Potassium Cetyl Phosphate, Zinc PCA, Magnesium Aluminum Silicate, Citric Acid, Lactic Acid, Tartaric Acid, Sodium Hyaluronate, Fragrance (Parfum)**, Linalool**, Citronellol**, Limonene**, Benzyl Salicylate**, Geraniol**
* składniki z upraw ekologicznych
** naturalne olejki eteryczne.”


Moja opinia:
Maseczka w saszetce o pojemności 8 ml przeznaczona jest do jednorazowego użytku. Taka ilość wystarcza na dokładne pokrycie twarzy i szyi.  Maseczka ma śnieżnobiałą barwę. Pachnie delikatnie, bardzo przyjemnie. Konsystencja jest dość rzadka. Maseczka jednak nie spływa z twarzy. Po około 10 minutach delikatnie zasycha, ale nie tak jak maseczki z glinki. Producent zaleca trzymanie maseczki na twarzy 10 minut. Ja miałam ją 15 minut. Nie wpłynęło to na podrażnienie cery. Maseczkę zmywałam wodą wykonując delikatny masaż. Pod palcami wyczuwam delikatne drobinki. To sól. 


Maseczka dobrze oczyszcza skórę. Nie podrażnia. Trochę się tego obawiałam z uwagi na jej obecnoścć W mojej ocenie jest bardzo łagodna. Kupiłam tylko jedną saszetkę w sklepie Zdrowe Kosmetyki (klik). Wiem, że tych saszetek będzie więcej. Moja cera polubiła tę nowość Lavery.



Natknęłyście się już może na nowe maseczki Lavery? Odpowiadają Wam maseczki w saszetkach?


26 października 2014

Wygrana u Pati z Kosmetycznej Wyspy

Dzisiaj chciałabym pochwalić się Wam wygraną u Pati z Kosmetycznej Wyspy. Pati wspólnie z Femi zorganizowała konkurs, w którym … wygrywał każdy. Tak, każdy. Uczestniczki konkursu otrzymały 20 % rabat na kosmetyki Femi. Była to kreatywna zabawa. Oprócz tego trzy uczestniczki otrzymały śmietankę Aqua Express do demakijażu. Ja jestem jedną z tych szczęściar!



Bardzo się cieszę z tej wygranej. Ostatnimi czasy dopadała mnie chandra, szare myśli. Informacja o wygranej przepędziła ponure myśli. No bo wiecie nic nie sprawia kobiecie większej radości niż nowa kiecka, nowe kosmetyki i zakupy. Zakupy oczywiście w Femi już zrobiłam. 
Za używanie śmietanki także się już zabrałam. Akurat skończyło mi się mleczko Bioturm. Na recenzję oczywiście przyjdzie czas. 


24 października 2014

Orientalny scrub do ciała z olejem arganowym So Bio etic

Ostatnio dość często towarzyszy mi olej arganowy. W kuchni i w pielęgnacji. „Plaisirs d’Argan” to linia kosmetyków marki So Bio etic wykorzystująca cudowne właściwości tego oleju.
Pisałam Wam o peelingu do twarzy (klik) z tejże linii. Dzisiaj czas peelingowi poddać całe ciało. Orientalny scrub do ciała z olejem arganowym to idealny kosmetyk, aby oddać się długim pielęgnacyjnym rytuałom.


O peelingu przeczytamy:
„Ta orientalna, wciągająca kuracja charakterystyczna dla klimatów marokańskich oczyszcza, odżywia i dotlenia skórę w chwili relaksu i intensywnej przyjemności pod prysznicem. Swoją delikatność, którą można odczuć delikatnie masując ciało, zawdzięcza olejkowi arganowemu, który działa nawilżająco i zmiękczająco.

Skład: Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Aqua (Water), Saccharum Officinarum (Sugar Cane) Extract*, Glycerin, Sucrose Laurate, Silicia, Sucrose Stearate, Liomonene, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Oli*, Citrus Aurantium Dulcis (Oragnge) Peel Powder, Argania Spinosa Kernel Oil*, Benzyl Alcohol, Parfum (Fragrance), Tocopherol, Linalool, Cinnamomum Zeylancium (Bark) Oil*, Dehydroacetic Acid, Cinnamal, CI 75120 (Annatto), Ascorbyl Palmitate.”


Moja opinia:
Nie jestem zbyt systematyczna jeśli chodzi o używanie peelingów do ciała.  Sięgam po nie od czasu do czasu. Owszem wygładzają skórę. Taki efekt można osiągnąć także używając savon noir i kessy. Ten peeling ma jednak w sobie to „coś” co sprawia, że z chęcią po niego sięgałam. Jest to peeling cukrowy. W gęstej mieszaninie olejów, w której główny prym wiedzie olej słonecznikowy zatopiono delikatne kryształki  cukru.  Lubię peelingi wykorzystujące cukier. Są delikatne, ale robią swoje. Wielkim atutem jest zapach. Olejki, cynamonowy i pomarańczowy, dają piękny orientalny aromat. Skóra po użyciu jest pachną i aksamitna. Nie wymaga użycia balsamu do ciała. 


No może, aby orientalnym rytuałom stało się zadość można użyć do namaszczenia ciała olejku arganowego. Dodam tylko, że jest to kosmetyk certyfikowany przez Ecocert. Miałam dzisiaj ciężki dzień. Kąpiel w orientalnym klimacie z arganowym peelingiem będzie miłym zakończeniem dnia. Bardzo relaksują mnie orientalne wonie.
Kosmetyki So Bio etic z linii „Plaisirs d’Argan”  znajdziecie w Matique. 
Aby nie było tak miło i słodko - jedna dygresja. Na opakowaniu przeczytałam, że scrub zawiera olejek z drzewa różanego. Ja niestety nie widzę go w składzie. Niemniej jednaj i tak ten peeling pachnie przepięknie. 

Jakie macie sposoby na relaks po ciężkim dniu? 


19 października 2014

Oleje, olejki eteryczne itd.

Do napisania tej notki zainspirowała mnie Pati z Kosmetycznej Wyspy. Rzecz będzie o olejach, olejkach eterycznych, oliwkach.
Od dłuższego czasu obserwuję, że wiele firm stosuje dość dziwną terminologię. Staszliwie się zżymam jeśli czytam skład kosmetyku a tam np. olejek arganowy. Zdrobnienie, ignorancja, niewiedza?
Macie rację, że język polski nie jest wcale łatwy, błędy w tłumaczeniach etykiet itd. Jako kosnumenci mamy prawo, że rzetelnej i fachowej informacji. 
Moją wiedzę na temat kosmetyków naturalnych staram się pogłębiać i porządkować od kilku lat.
Pomocna jest mi w tym odpowiednia literatura.  Na końcu tej notki wymienię Wam moją „olejowo-olejkowo-aromaterapeutyczną” literaturę.



Wróćmy do tematu.
Valerie Ann Worwood taki pisze o olejach: „Oleje bazowe to oleje roślinne, z warzyw, orzechów lub nasion, a wiele z nich ma właściwości terapeutyczne same w sobie. Uzyskuje się je z nasion roślin uprawianych na całym świecie. Znanych jest kilkaset różnych roślin wytwarzających nasiona oleiste, ale tylko kilka produkuje się na skalę handlową. Oleje roślinne produkuje się przede wszystkim do celów spożywczych i są one bogatym źródłem składników pokarmowych i energii. Umożliwiają ciału wytwarzanie ciepła i stanowią bogate źródło białka, a także służą do produkcji smarów i artykułów spożywczych do użytku przemysłowego i domowego.”


Pierre Vican tak pisze: „W przeciwieństwie do tego, co sugeruje nazwa, olejki eteryczne nie zawierają tłuszczu, a więc oleju we właściwym znaczeniu tego słowa. Prawdziwe oleje uzyskiwane z roślin otrzymujemy metodą ekstrakcji, którą jest tłoczenie na zimno. W przypadku niektórych roślin oleistych (len, drzewo arganowe) sposoby te są bardziej skomplikowane. Rośliny aromatyczne różnią się od pozostałych gatunków tym, że mają organy wydzielające esencje. Znajdują się one w różnych częściach rośliny, a my korzystamy jedynie z tych najbardziej wydajnych.
Olejek aromatyczny uzyskujemy na ogół w procesie destylacji z parą wodną. W zależności od rośliny i pożądanego olejku do uzyskania kwintesencji aromatu używamy całej rośliny lub tylko jej części. Zaletą olejków eterycznych jest m.in. to, że pozbawione tłuszczu nie jełczeją, a rozpuszczają się w oleju i alkoholu, co pozwala je stosować do celów terapeutycznych. Nie rozpuszczają się natomiast w wodzie.”


Tak więc w największym skrócie, aby uzyskać olej musimy mieć roślinę z nasionami oleistymi i poddać ją procesowi tłoczenia.
Olejek eteryczny uzyskamy z rośliny aromatycznej jeśli poddamy ją destylacji z parą wodną.
Aby nie było tak prosto mamy jeszcze maceraty. Marion Romer tak pisze: ”Oleje z aloesu, arniki, nagietka oraz dziurawca należą do maceratów. Oznacza to, że oleje te nie są pozyskiwane w procesie tłoczenia, lecz wyciągane z rośliny za pomocą odpowiedniego neutralnego oleju roślinnego. Zazwyczaj pozostawia się zioła zmieszane z olejem przez jakiś czas na słońcu lub w świetle dziennym, a następnie odsącza się części roślinne. W ten sposób składniki mają dość czasu na przejście i skumulowanie się w oleju. W tym procesie stosowany jest olej migdałowy, oliwa z oliwek i jojoba, a w przypadku aloesu olej sezamowy lub sojowy.”


Pozostaje jeszcze pytanie: jak nazwać produkt złożony z oleju, olejków eterycznych, maceratu? Marion Romer w swojej publikacji proponuje, aby nazywać  takie produkty oliwkami. Hanna Łopuchow używa terminu kompozycja olejowa w odniesieniu do mieszanki oleju roślinnego i olejków eterycznych przeznaczonych do masażu.

W tak krótkiej notce nie sposób wyczerpać tematu. Mam nadzieję, że odrobinę nakreśliłam problem związany z terminologią.
Jakie macie doświadczenia w tej materii?



A na koniec spis mojej biblioteczki:
1. Brud Władysław, Iwona Konopacka-Brud, Aromaterapia dla każdego, Studio Astropsychologii, Białystok 2009

2. Brud Władysław, Iwona Konopacka-Brud, Pachnąca apteka. Tajemnice aromaterapii, Oficyna Wydawnicza MA, Łódź 2008

3. Fife Bruce – Cud oleju kokosowego, Studio Astropsychologi, Białystok 2011

4. Fife Bruce – Cud oleju palmowego, Wydawnictwo Vital, Białystok 2013


5. Łopuchow Hanna, Jucewicz Monika – Zmysłowe ciało, G+J Gruner + Jahr Polska Sp. z o.o. & Co sp.k., Warszawa 2011

6. Romer Marion – Aromaterapia dla całej rodziny, MedPharm Polska , Wrocław 2010

7. Schleicher Peter – Lecznicza moc marokańskiego złota.Olej arganowy, Purana, Lutynia 2012

8. Uzdrawiające oliwy o oleje, redakcja Ewelina Wochnik, Olimp Media Sp. z o.o. sp.k., Poznań 2012

9. Vican Pierre – Olejki eteryczne.65 roślin leczniczych, Bauer-Weltbild Media, Warszawa 2010

10. Woorwood Valerie Ann – Vademecum olejków eterycznych i aromaterapii, Studio Astropsychologii, Białystok 2010


Jeśli znacie dobre publikacje dotyczące tego zagadnienia napiszcie w komentarzach. Z chęcią poszerzę moją biblioteczkę. 

18 października 2014

Olej arganowy w kuchni

Olej arganowy zna wiele z Was. Ten kosmetyczny oczywiście. Ja sama bardzo go lubię w pielęgnacji cery i włosów. A co powiedzie na temat oleju arganowego spożywczym? Znacie, używacie? Ja tak.
W kuchni Berberów olej arganowy obecny jest od zawsze. Używają go do przyprawiania gotowanych potraw, surówek i sałatek.
Olej arganowy spożywczy wytwarza się w kilku etapach. Inaczej niż ten kosmetyczny. Po zebraniu owoców następuje prażenie i mielenie ich ziaren w małych prasach. W wyniku tego powstaje oleista pasta, z której ręcznie wyciskany jest olej arganowy. Na koniec poddawany jest on wielokrotnej filtracji. Spożywczy olej arganowy ma orzechowy smak i aromat.


Blogerką kulinarną nie jestem. Kucharką doskonałą także nie. Lubię jednak sięgać do tradycyjnych kuchni z różnych zakątków świata. Swego czasu kuchnia marokańska bardzo mi zasmakowała. Tadżin, kuskus, miętowa herbata. Niebywałe bogactwo aromatów i kolorów. Trudno to wszystko przenieść do własnej kuchni. Niemniej jednak podejmuję takie nieudolne próby. 
Chciałabym Was zaprosić na pieczoną dynię.


Składniki:
1 kg dyni
100 g rodzynek
3 cebule
4 łyżki płatków migdałowych
2 łyżki oleju arganowego
4 łyżki cukru
2 łyżki mielonego cynamonu
sól, świeżo zmielony pieprz


Przygotowanie:
1. Rozgrzać piekarnik do 190 stopni C. Namoczyć rodzynki w ciepłej wodzie. Pokroić dynię razem ze skórką na około 5-centymetrowe kawałki i włożyć do naczynia żaroodpornego. Dosać 1/8 l wody i naczynie szczelnie zakryć. Piec dynie 40-45 mimut w rozgrzanym piekarniku, aż zrobi się miękka. Odstawić do wystygnięcia, obrać ze skóry.


2. Cebule obrać z łupin i pokroić w cienkie talarki. Płatki  migdałowe uprażyć na patelni bez dodatku tłuszczu. Rodzynki odcedzić na sitku.



3. Rozgrzać olej arganowy i zeszklić cebulę na średnim ogniu przez 5-6 minut. Dodać 3 łyżki płatków migdałowych, a także rodzynki, cukier, cynamon, sól i pieprz. Często mieszając, dusić 15-20 minut, aż cebula się skarmelizuje.



4. Rozłożyć cebulę na kawałkach dyni i jeszcze raz wszystko wstawić do piekarnika na 10-15 minut. Posypać resztą płatków migdałowych i natychmiast podawać.


Lampka hiszpańskiego sherry z Jerez doskonale się komponuje z tą potrawą. Jesień w mojej kuchni należy do dyni. Tym razem w marokańskim wydaniu. Doznać smakowych nie sposób opisać. 


Przepis zaczerpnęłam z książki pt. "Lecznicza moc marokańskiego złota. Olej arganowy" dr Petera Schleichera. Ta książka to prawdziwa skarbnica wiedzy o oleju arganowym. Jeden z jej rozdziałów poświęcony jest właśnie wykorzystaniu oleju arganowego w kuchni. A gdzie kupić spożywczy olej arganowy?
Mój dostępny jest w Pachnącej Krainie (klik). 
Wykorzystuje olej arganowy kulinarnie?


13 października 2014

Balsam do ust wanilia z Madagaskaru Badger Balm

Lubię poznawać nowe marki kosmetyków. Dlatego na prośbę Pani Aliny ze sklepu DamaBio zgodziłam się na przetestowanie produktów marki Badger. Nie spotkałam się dotąd z tą kosmetyczną firmą.
„Badger Company to firma specjalizująca się w całkowicie naturalnych produktach kosmetycznych, która rozpoczęła działalność w 1995 r. w kuchni domu Państwa Whyte z USA. Bill Whyte - zielarz z zamiłowania, poszukiwał skutecznego środka do pielęgnacji nieustannie zniszczonych dłoni. Ponieważ nie mógł znaleźć niczego, co wystarczająco zregenerowałoby jego skórę zaczął pracować nad własną recepturą balsamu. Udało mu się stworzyć wyjątkowo mieszankę, która podziałała znakomicie. Tak zaczęła się działalność firmy.”

Chciałabym Wam przedstawić Balsam do ust wanilia z Madagaskaru Badger Balm.


O balsamie przeczytamy:
„Super nawilżający, organiczny balsam do ust. Koi, nawilża, pielęgnuje i ochrania usta. Wyprodukowany na bazie tłoczonego na zimno oleju z oliwek, wosku pszczelego zawiera również organiczny aloes, rokitnik oraz ekstrakt z dzikiej róży. Posiada lekką konsystencję i jest wzbogacony zapachami pochodzącymi z olejków eterycznych.
Nie zawiera żadnych sztucznych barwników oraz środków smakowo- słodzących.



INCI: *Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, *Cera Alba (Beeswax), *Ricinus Communis (Castor) Seed Oil, *Aloe Barbadensis (aloe) Leaf Extract, CO2 Extracts of *Vanilla Planifolia (Vanilla) Fruit, *Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Flower, *Hippophae Rhamnoides (seabuckthorn) Fruit, & *Rosa Canina (Rosehip) Fruit.
* = składniki certyfikowane.”


Moja opinia:
Klasyczne opakowanie charakterystyczne dla pomadek ochronnych. Dobrze się wykręca. Balsam na dość twardą konsystencję. Pod wpływem ciepła warg oleje rozpuszczają się. Balsam natłuszcza cienką skórę warg. 


Usta delikatnie błyszczą. Zapach wanilii jest bardzo delikatny. Balsam robi wszystko to co obiecuje producent. Pielęgnuje i chroni.  Wydajność? Wszystko zależy od tego ile razy w ciągu dnia nakłądamy do na usta. Na nadchodzącą zimę mam jeszcze wersję o zapachu mandarynki. Balsam występuje także w wersji bezzapachowej. 


Ten trafi na męskie usta. Warto zaopatrzyć się przed nadchodzącą zimą w taki mały aczkolwiek wyjątkowo użyteczny drobiazg. Tak naprawdę można balsam mieć zupełnie za darmo robiąc zakupy w Dama Bio (klik). Aktualnie trwa promocja – Organiczny Balsam do ust Badger Balm dla zamówień o wartości minimum 100 zł.” Warto skorzystać. Regularna cena balsamu to 17,90 zł.

Jak chronicie swoje usta zimą? Znacie balsamy Badger Balm?


12 października 2014

Rabczańska solanka

Czasy kiedy modne było jeżdżenie do wód znam tylko z literatury i filmów. Chciałabym się przenieść do tamtych lat. Spacery, zabiegi służące zdrowiu i urodzie, picie leczniczych wód. A wszystko to w pięknym otoczeniu, niespiesznie. Nie mogąc niestety przenieść się w czasie, ani wyjechać do jednego ze znanych europejskich czy polski kurortów pozostaje nic innego tylko stworzenie sobie odpowiedniego klimatu we własnym domu. Każdy z nas słyszał o Rabce. Sercem Uzdrowiska są źródła solankowych wód leczniczych. Rabczańskie solanki jodowo-bromowe zaliczają się do jednych z najsilniejszych w Europie. Lecznicze, pielęgnacyjne i profilaktyczne działanie solanki stosuje się w Rabce-Zdrój już od XIX wieku.



Rabczańskie solanki bogate są w biopierwiastki i mikroelementy takie jak: sód, brom, jod, mangan, wapń oraz aniony wodorowęglanowe i chlorkowe.
Rabczańska solanka jodowo-bromowa od stuleci leczy choroby układu oddechowego, krążenia, nerwowego i narządu ruchu.
Rabczańską solankę można wykorzystać w różny sposób.



Płukanie gardła: przy przewlekłych i nawracających nieżytach gardła; rozcieńczyć w stosunku 1:1 z wodą.

Inhalacje: przy przewlekłych i nawracających infekcjach dróg oddechowych, astmie oskrzelowej, rozedmie płuc, pylicy; rozcieńczyć w stosunku 1:1 z wodą, inhalować przez ok. 10–15 minut.

Kąpiele solankowe: przy chorobach skóry (łuszczyca i alergia), chorobach zwyrodnieniowych stawów i reumatologicznych, nerwobólach, nadciśnieniu tętniczym I i II stopnia, nerwicach wegetatywnych (zaburzenia snu), stanach pobudzenia nerwowego, okresach rekonwalescencji po chorobie, stanach wymagających zwiększenia odporności na zakażenia.

Ja moją solankę dodaję do kąpieli. Wielokrotnie wspominałam, że mam problemy ze stawami. 20-minutowa ciepła kąpiel wspaniale relaksuje. Po takiej kąpieli czuję się wypoczęta i zrelaksowana. Stawy są „luźniejsze”, nie bolą tak bardzo. Niby to tylko woda, a tak wiele działa. Już kiedyś pisałam Wam o soli z Rabki (klik). 



Stacjonarnie nie mogłam nigdzie tej soli znaleźć. Teraz solanki i sole kupuję (tutaj). W ofercie sklepu bardzo zainteresowała mnie linia Lemon Grass. Po solankowej kąpieli ciało namaszczam suchym olejkiem z tej linii. Co o nim sądzę? Już wkrótce Wam opowiem.

Znacie rabczańskie solanki i kosmetyki wykorzystujące ich właściwości?



11 października 2014

Organiczny krem peelingujący do twarzy z olejkiem arganowym So Bio etic

Pamiętacie akcję Maliny sprzed dwóch lat? W październiku miałyśmy więcej czasu poświęcić maseczkom. Lubię maseczki. Uważam, że dają cerze oddech. Oprócz maseczek taki oddech dają peelingi. To one przygotowują cerę do dalszych upiększających zabiegów.  Chciałabym zaprezentować Wam  Organiczny krem peelingujący do twarzy z olejkiem arganowym So Bio etic.


O peelingu przeczytamy:
„Złuszczające cząsteczki z łupiny owocu arganowca  kremu peelingującego do twarzy SO BIO w delikatny sposób ścierają skórę. Jego kremowa konsystencja wzbogacona w organiczny olejek arganowy pozwala na delikatne usunięcie martwych komórek i zanieczyszczeń, nie wysuszając skóry. Tym samym skóra jest oczyszczona i odzyskuje swoją delikatność.



Skład: Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Triticum Spelta Seed Water*, Argania Spinosa (Kernel) Oil*, Argania Spinosa Shell Powder*, Silica, Coco-Glukoside, Benzyl Alcohol, Sodium Cocoyl Glutamate, Limonene, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Oil*, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Tocopherol, Dehydroacetic Acid, Lactic Acid, Parfum (Fragrance), Linalool, Cinnamomum Zeylanicum ( Bark) Oil*”.


Moja opinia:
Stosowanie peelingów kojarzy mi się z głębokim oddychaniem. Oczyszczona skóra lepiej chłonie odżywcze składniki kremów i olejów. Oczyszczona i odżywiona skóra promienieje. Aby tak było trzeba regularnie dbać o cerę. Nie lubię mocnych zdzieraków. Preferuję  te delikatne. So bio etic daje nam krem peelingujący. W przyjemnie pachnącym kremie zatopiono drobinki łupinek pochodzących z orzechów arganowca. 


W peelingu połączono delikatność i skuteczność. Stosowanie jest bardzo proste. Na lekko zwilżoną nakładamy krem, masujemy okrężnymi  ruchami, spłukujemy wodą i … gotowe. Peeling jest łagodny. Dobrze oczyszcza. Nie przesusza moich suchych policzków. Producent  zaleca, aby nałożyć jeszcze arganową maseczkę.  Przy kolejnych zakupach w  koszyku z pewnością nie zabraknie maseczki. Wspomniałam, że peeling pachnie delikatnie. To za sprawą olejków eterycznych, cynamonowego i ze słodkiej pomarańczy. Zapach dzięki nim jest orientalny. Podobnie zresztą pachnie scrub do ciała, o którym także Wam opowiem. Peeling to twarzy należy stosować jeden, dwa razy w tygodniu. Tubka o pojemności  75 ml mnie pewnie wystarczy na 10-12 aplikacji.


Kosmetyki So Bio etic znajdziecie w wielu sklepach z naturalnymi kosmetykami. Mój peeling pochodzi z Matique (klik). Należy on do linii Plaisirs d’Argan.  Linia ta obejmuje ponadto maseczkę, krem na noc, krem do twarzy i ciała, masło do ciała, scrub do ciała, mleczko do demakijażu, krem upiększający, olejek do kąpieli i masażu, krem do rąk, mydło. Dużo tych arganowych przyjemności. Wszystkie kosmetyki oczywiście są certyfikowane przez Ecocert.


Znacie już Plaisirs d’Argan od So Bio etic? Ja do tej pory poznałam jeszcze scrub do ciała. Arganowe przyjemości kuszą mnie jednak bardzo. 



5 października 2014

Projekt Denko - wrzesień 2014

I mam kolejne denko J Trochę pielęgnacji i trochę kolorówki. Ulubieńcy używani od lat i niestety takie kosmetyki, po które już nie sięgnę.

Oto mój denkowy koszyczek z września.


1. Zacznę od mydeł.  Savon du Midi należy do moich ulubionych wytwórców w pełni naturalnych mydeł. Nie ma w nich żadnych dodatków w postaci EDTA. We wrześniu w mojej łazience gościły: Sosna – wyjątkowo odświeżająca
Drzewo sandałowe – ciepłe, zmysłowe i męskie
Oliwa i lawenda – Prowansja w każdym calu.
Pewnie zauważyłyście, że bardzo rzadko pojawiają się u mnie żele pod prysznic. Wolę mydło. Recenzja mydełek Savon du Midi (klik).


2. Kosmetyki duńskiej marki Urtekram nie są mi zbyt dobrze znane. Aby bliżej poznać markę sięgnęłam  m.in. po Dezodorant różany. Jest to dezodorant oparty na ałunie. Zapach przyjemny i tylko tyle. Oczywiście, że jest to róża bez róży. Radził sobie bardzo przeciętnie. Z wydajnością było tragicznie. Wystarczył mi na miesiąc. Z pewnością nie kupię ponownie. 



3. Lubię pielęgnację ciała olejami i masłami. Olej Monoi moje serce zdobył już dawno. Olej Monoi de Tahiti to macerat kwiatów gardenii w oleju kokosowym. Moja skóra go uwielbia. Włosy także. Absolutnie fantastyczny. Tak naprawdę mógłby wystarczyć  za wszystkie inne kosmetyki. Mój olej kupuję w Eco Spa. Uważam, że jest najlepszy, z certyfikatem pochodzenia. Kupiłam kiedyś w innym sklepie i … rozczarował mnie zapach. Miałam prawo sądzić, że trafiłam na produkt podrobiony, z syntetycznym zapachem. Oleju Monoi z Eco Spa jestem pewna.


4. Czasami próbuję balsamów do ciała. Skusiłam się na Odżywczy balsam do ciała z glinką mineralną Luvos. Wybrałam tubkę o pojemności 30 ml. Spodobał mi się ten balsam.

5. Do demakujażu najczęściej używam płynu miceralnego. Robiąc zakupy w aptece w moje ręce wpadł AA Eco Płyn miceralny Winogrono.  Z żalem muszę przyznać, że nie polubiłam rodzimego produktu. Skład przyzwoity. Płyn jednak kiepsko radził sobie ze zmywaniem tuszu do rzęs. A ja przecież nie używam wodoodpornego. Po ten kosmetyk już nie sięgnę.


6. Od czasu do czasu cera moja lubi być potraktowana peeligiem. Sól z Morza Martwego i olej arganowy to dobry duet. Po peeling do twarzy od Lillamai z pewnością jeszcze sięgnę.
Recenzja peelingu do twarzy (klik).


7. Zupełnie niedawno pisałam Wam o Szamponie z bio-serwatką  Bioturm.  Mam w zapasie jeszcze jedną butelkę. Szampon ten dobrze służy moim włosom.


Recenzja szamponu z bio-serwatką do przesuszonej w wrażliwej skóry głowy (klik).

8. Kosmetyki Lavery goszczą u mnie bardzo często. Krem do rąk Basis Sensitiv należy do jednych z moich ulubieńców.  Lubię go mieć w pracy. W ciągu dnia wielokrotnie nakładam krem. 


Recenzja kremu do rąk Basis Sensitiv (klik).

9. Bliźniaczym kremem poprzednika jest krem do stóp Basiv Sensitiv. Jest to dobry krem do codziennej pielęgnacji w sytuacji kiedy mamy bezproblemowe stopy. Moje stopy czasami potrzebują silniejszego nawilżenia. Być może jeszcze kiedyś kupię ten krem.

Na koniec zostawiłam kolorówkę. Wśród kolorowych kosmetyków przeważa Lavera. Ale jest i Logona. Cenię sobie obie marki.


10. Podkład-fluid Trend sensitiv. Fluidu tego używam od bardzo dawna. Przeszedł zmianę opakowania. Zmodyfikowano skład.  Lubię go bardzo. Aby mi się nie znudził postanowiłam wypróbować mus Lavery. Wrócę jedna do niego bez dwóch zdań.
Recenzja podkładu-fluidu Trend Sensitiv (klik).


11. Kolejny makijażowy kosmetyk to żel stylizująco-pielęgnacyjnego Lavera. Trudno się bez niego obejść. Ujarzmione brwi to podstawa. Tym razem miałam żel w kolorze brązowym.
Recenzja żelu (klik).


12. Wśród kolorówki znalazła się także Pomadka Trend Sensitiv Colour Intense czerwień koralu. Kolor idealny na lato. Na jesień wybiorę coś z brązów.


13. Muszę Wam przyznać, że gdybym miała wskazać którą z marek wybieram, Laverę czy Logonę miałabym ogromny problem. Czasami sięgam po tusz Lavery czasami Logony. Jako, że jestem blondynką lepiej mi w brązie niż w czerni. Tusz do rzęs Natural Look 02 brow to mój wierny przyjaciel codziennego makijażu. Nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez wytuszowanych rzęs. Kolejne opakowanie już otwarte. A tusz zasługuje na wyczerpującą recenzję.



Takie oto moje wrześniowe denko. Znacie te kosmetyki? A jak tam Wasze zużycia?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...