Dla Was piszę

31 października 2013

Krem pod prysznic "Czekoladowa Fantazja" Lavera

Jesień deszczowa i wietrzna przytłacza mnie. Pogoda taka negatywnie na mnie wpływa. Zaczynam szukać wtedy czegoś smakowitego, słodkiego. Jednym słowem dobrego. Rozsądek jednak każe rezygnować z nadmiernej ilości słodyczy. Ale czy można oprzeć się czekoladzie i pomarańczom? Ja nie umiem. Czekoladą, o której Wam opowiem można rozkoszować się nią bez pamięci. Chocolate Fantasy od Lavery to krem pod prysznic.

Lavera tak nas kusi limitowanym kosmetykiem:
„Uwodzicielsko pachnący olejek do mycia ciała, stanowiący fantastyczną kompozycję bio-wyciągów z orzechów kakaowca i kwiatów pomarańczy chińskiej. Bogata, kremowa formuła delikatnie oczyszcza skórę, nadając jej aksamitną miękkość, nawilżając i przywracając uczucie komfortu. Głęboki aromat czekolady wprowadza chwile radości i zapomnienia o codziennych troskach.

Kompozycja ta doskonale wpasowuje się w jesienno-zimowe klimaty. Ekstrakt z orzechów kakaowca zawiera kofeinę, która delikatnie stymuluje mikrokrążenie. Ciepły aromat kakao pobudza produkcję endorfin, w rezultacie poprawiając nastrój. Wysoka zawartość tłuszczów roślinnych chroni i pielęgnuje skórę. 
Skład: woda, glukozyd laurylowy, gliceryna, olej sojowy*, guma ksantanowa, zapach**, wyciąg z orzechów kakaowca*, wyciąg z nasion kasztanowca, wyciąg ze skórki pomarańczy chińskiej*, N-kokoiloglutaminian sodu, glutaminian kokoilowy sodu, siarczan cetearylowy sodu, tokoferol, olej słonecznikowy, alkohol*, limonen**, linalol*
*składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych
** naturalne olejki eteryczne

Informacje dodatkowe: Certyfikowany kosmetyk naturalny (NaTrue*) z częściową zawartością składników pochodzących z kontrolowanych upraw biologicznych. Nie zawiera składników pochodzących z martwych zwierząt, olejów mineralnych, syntetycznych środków barwiących, zapachowych czy konserwujących. Nie testowany na zwierzętach. Produkt wegański.

Moja opinia:
Jestem fanką mydła w kostkach. Co jakiś czas sięgam jednak po żele pod prysznic. Trudno przejść obola takiego z napisem „Limited Edition”. Lavera rozpieszcza na w tym roku nowościami. Kto lubi kosmetyki tej marki to wie, że niedawno firma skończyła 25 lat. Może to urodzinowe prezenty dla wiernych klientów?

Czekoladowa Fantazja. Czego można spodziewać się po kremie pod prysznic o tak intrygującej nazwie? Na początek opakowanie. Klasyczne jak to u Lavery bywa. Utrzymane w tonacji ciemnej czekolady z odrobiną pomarańczy. Otwieramy tubkę i … Uwalnia się zapach. Ale jaki! Słodki czekoladowy deser z pomarańczowym sosem! Z nutą wanilii. Takiej prawdziwej. Do tego odrobina karmelu. Ślinianki zaczynają intensywniej pracować. Ten krem pod prysznic pachnie obłędnie. Zawsze zadziwiają mnie producenci naturalnych kosmetyków, którzy tylko przy użyciu naturalnych surowców potrafią uzyskać taki zapachowy efekt. Ten aromat jest przecież połączeniem różnych olejków eterycznych. Krem pod prysznic jest gęsty. Jego konsystencja jest … kremowa. To najlepsze określenie.
 
Delikatnie poprzez aksamitną skórę pieści skórę. Smakowity aromat utrzymuje się na skórze przez kilka godzin. Kąpiel z „Czekoladową Fantazją” to prawdziwy seans aromaterapii. Zapach rozprasza każdy smutek. Muszę przyznać, że bardzo żałuję, iż do kompletu nie kupiłam balsamu do ciała. Nie dlatego, aby była potrzeba wcierania balsamu po kąpieli, ale dla zapachu. Aby przedłużyć czekoladową przyjemność. Nie znam zbyt wielu kremów czy żeli pod prysznic.
 
Kilka miesięcy temu pisałam o kremie pod prysznic o zapachu marcepanów. Teraz czekolada z pomarańczami. Słodkie desery opanowują moją łazienkę. Słodka przyjemność dzień po dniu i do tego bez kalorii.
Jakie lubicie kremy pod prysznic? Znacie nowości Lavery?

28 października 2013

Eco olej kokosowy Femi

O oleju kokosowym pisałam czas jakiś temu. Przeglądając różne blogi, czytając o kosmetykach odnoszę wrażenie, że często szturmem rzucamy się na jakiś kosmetyk. Szybko oczekujemy cudu a jak ten błyskawicznie nie następuje krytykujemy, odsądzamy od czci i wiary  i zapominamy. Naturalna pielęgnacja ciała ma to do siebie, że cuda nie następują natychmiast. Uważam, że taki niechybny los spotkał olej kokosowy. Rok temu cała blogosfera zachwycała się olejem kokosowym.  Moda minęła. A szkoda.  Olej kokosowy zawsze muszę mieć w domu. Obecnie używam eco oleju kokosowego Femi.


Moim zwyczajem zacytuję informacje z opakowania:

„Eco Olej kokosowy otrzymywany jest szczególnie delikatną i naturalną metodą zimnego tłoczenia. Dzięki temu zachowuje właściwy sobie kwas laurynowy i witaminę E, a także piękny kokosowy aromat. Stosowany do masażu opóźnia procesy starzenia się skóry, wygładza i czyni skórę jedwabistą. Wskazany jest do pielęgnacji cery mieszanej, suchej oraz do masażu ciała o charakterze relaksującym.”


Na opakowaniu nie sposób zamieścić wszystkie informacje.  Tajemnicę oleju kokosowego niewątpliwie posiedli Polinezyjczycy. Każda z nas słyszała o urodzie kobiet Polinezji. Ja raczej nie mam szans, aby tam pojechać. Ale mam szansę używać oleju kokosowego. Używam go z lubością. Muszę przyznać się Wam do  tego, że dawniej nawet nie lubiłam zapachu kokosu. A ciasto o nazwie kokosanka wywoływało we mnie wstręt. Wszystko się jednak zmieniło. Olej kokosowy uratował moje włosy. To jednak inna historia.


Olej kokosowy stał się prawdziwą moją fascynacją. Lubię zgłębiać wiedzę i dlatego zaczęłam szukać literatury na temat oleju kokosowego.  Tak natrafiłam na książkę pt. „Cud oleju kokosowego”,której autorem jest Bruce Fife. Autor jest dyplomowanym dietetykiem, lekarzem naturopatą. Jako pierwszy usystematyzował rezultaty badań nad właściwościami leczniczymi oleju kokosowego. Dlatego uważa się go za autorytet w tej dziedzinie, mówiąc o nim jako o „Kokosowym Guru”, a wiele osób zwraca się do niego z szacunkiem, mówiąc: „Doktorze Kokos”. Książkę przeczytałam z niesamowitym zainteresowaniem. Co jakiś czas do niej wracam. Nie da się jej streścić w blogowej notce. Na potwierdzenie wielkiej wartości merytorycznej tej książki dodam tylko, że w naszym kraju ukazały się już jej trzy wydania!  Pozwólcie, że zacytuję Wam opis tej książki zamieszczony przez wydawcę.

„Nie ma na świecie nacji zdrowszej niż mieszkańcy wysp Południowego Pacyfiku. W swoim tropikalnym raju cieszą się oni doskonałym zdrowiem i niezwykłą odpornością na choroby. Zawdzięczają ją tradycyjnej diecie opartej na wypracowanych przez pokolenia tajnikach.

Co wyróżnia tę dietę od innych? Olej kokosowy!


Odkryto, że posiada on następujące właściwości:
- chroni przed chorobami serca, rakiem, cukrzycą, zapaleniem stawów, osteoporozą, miażdżycą tętnic, rakiem piersi, okrężnicy i wieloma innymi chorobami zwyrodnieniowymi,
- zabija wirusy powodujące grypę, opryszczkę, odrę, żółtaczkę typu C, AIDS i inne choroby,
- sprzyja utracie wagi zapobiegając otyłości, dzięki niskiej zawartości kalorii,
- poprawia wydajność fizyczną,
- zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry,
- wzmacnia układ immunologiczny,
- sprawia, że cera wygląda młodo i świeżo.

W tej książce, opisującej lecznicze właściwości oleju kokosowego, Bruce Fife przedstawia dietetyczny plan wraz z dziesiątkami przepisów na przepyszne potrawy. Dzięki nim możesz doświadczyć uzdrawiających cudów oleju, który autor określa doskonałym, nazywając go jednym z najwspanialszych zdrowych produktów spożywczych stworzonych przez Boga.

Olej kokosowy nie bez przyczyny jest uważany za najzdrowszy olej na Ziemi!”


Ponownie sięgnęłam do rozdziału o pięknej skórze i lśniących włosach. Autor z naukową rzetelnością wyjaśnia jak olej kokosowy działa na naszą skórę. Zajmująca lektura.

Wrócę do mojego oleju kokosowego Femi. Powiecie, olej kokosowy jak olej kokosowy, każdy jest taki sam. Miałam już olej kokosowy różnych producentów. Rafinowany i nierafinowany.  Zdecydowanie wolę ten pachnący. Femi zadbało także o detale. Pudełko z olejem jest dobrze zabezpieczone. Nawet znalazła się informacja, że w temperaturze powyżej 26 ⁰ C olej jest w stanie płynnym. Może to i szczegóły, ale bardzo ważne.


Na używanie oleju kokosowego w pielęgnacji ciała mam kilka sposobów. O włosach już wspominałam. Robię także z udziałem oleju kokosowego solny peeling. Tylko sól, najlepiej z Morza Martwego, oraz olej kokosowy. Czasami wystarczy grudka oleju wrzucona do wanny z gorącą wodą. Taka kąpiel wspaniale relaksuje i nawilża skórę.


Każda z nas może znaleźć dla siebie odpowiednią kokosową pielęgnację.

Sądzę, że znacie olej kokosowy. Jakie są Wasze doświadczenia pielęgnacyjne związane z tym olejem.


Przyleciała Wróblewna ...

 ... ze swoją siostrą.
Jedna strojna w turkusowe piórka. Druga przyodziałam się w amarant. Obie piękne i niepowtarzalne. Te piękne ptaszęta przyleciały do mnie za sprawą wizyty Lili w Strumykach.  


Moje natrętne myśli wyznaczyły im drogę… Doleciały …
Zaznajomiły się z okolicą. Skosztowały rokitnika.
Przysiadły na pobliskiej sośnie.
Zaprzyjaźniły się ze świerkiem.


Turkusowa dama postanowiła zostać strażniczką witryny z książkami.


Jej amarantowa siostra zamoczyła swój mały dziubek w oleju kokosowym.


Przyleciała Wróblewna ze swoją siostrą ze Strumyków.

27 października 2013

Naturalne mydło śnieżne Natura Siberica

Dobrych mydeł nigdy dość! Takie hasło powinnam napisać za drzwiach łazienkowej szafki, w której trzymam szampony, odżywki, żele pod prysznic i oczywiście mydła. Te ostatnie przeważają liczebnie. Domownicy śmieją się ze mnie, że mydlane zapasy mamy takie jakbym szykowała się do wojny. Tak już mam. Robiąć internetowe zakupy mydło często trafia do koszyka, wtedy kiedy brakuje jakaś kwota do bezpłatnej przesyłki. I takim oto sposobem zapas mydła mam pokaźny. Jednym z mydeł, które urzekło mnie bez reszty jest Naturalne mydło śnieżne Natura Siberica.

O mydle przeczytamy:
„100% naturalne mydło śnieżne na bazie olejków z dziko rosnących syberyjskich ziół podnoszące elastyczność skóry. Formułę wzbogacono w organiczny olej bawełniany, ekstrakt Cladonii śnieżnej, mleczne serum oraz kompozycję 12 cennych olejków roślinnych.
Składniki aktywne:
Organiczny olej bawełniany - źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych sprzyja utrzymaniu odpowiedniego poziomu nawilżenia w komórkach skóry, poprawia strukturę skóry, przywraca jej elastyczność.
Cladonia śnieżna - dzięki wysokiej zawartości unikalnego kwasu usninowego, sprzyja aktywnej regeneracji komórek, skutecznie spowalnia proces starzenia, poprawia strukturę skóry i przywraca jej elastyczność.
Mleczne serum- nasyca skórę substancjami odżywczymi, dzięki czemu staje się ona bardziej miękka i aksamitna.

Mieszanina 12 olejków roślinnych, w tym: zmiękczającego i wygładzającego oleju ze słodkich migdałów, bogatego w witaminy i karotenoidy gojącego oleju z rokitnika, oleju z nasion czarnej porzeczki (łagodzi podrażnienia, stosowany w atopowym zapaleniu skóry, egzemie, łuszczycy), oleju z kiełków pszenicy (witamina E), bogatego w NNKT oleju z nasion ogórecznika lekarskiego, oliwki z oliwek i innych. Oczyszczają, nawilżają i nasycają skórę witaminami.
Stosowanie:
Nanieść na wilgotną skórę, lekko masując aż do wykształcenia się piany. Spłukać dużą ilością wody. Do codziennego stosowania.
Mydło dla wszystkich typów cery, polecane także dla cery dojrzałej.
Skład: Cladonia Nivalis Extract, Gossypium Hirsutum Seed Oil, Olea Europaea Friut Oil, Aqua, Sodium Hydroxide, Sucrose, Glycerin, Helianthus Annuus Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcus Seed Oil, Hippophae Rhaimnoides Altaica Seed Oil, Ribes Nigrum Seed Oil, Glycine Soja Dauricus Oil, Vitis Vinifera Seed Oil, Triticum Vulgare Germ Oil, Prunus Sibirica Seed Oil, Borago Oficinalis Seed Oil, Whey Ferment, Cucurbita Pepo Seed Oil, Arctium Lappa Seed Oil, Linum Usitatissimum Seed Oil, Beeswax, Parfum.
Moja opinia:
Już na początku zdradziłam, że mydło urzekło mnie bezgranicznie. Czym? Każdym najmniejszym detalem – opakowaniem, kształtem, składem, zapachem i działaniem. Ale po kolei. Mydło zapakowane jest w kartonik. Szary kartonik zdobią wzorki niczym z zamarzniętej szyby, na której mróz namalował swoje arcydzieło. Granatowe napisy, srebrne logo marki. Gustowne. Otwieram kartonik i oczom ukazuje się kula zawinięta w woskowy papier.
 
Nozdrza już przyjemnie łechce delikatna woń. Odwijam papier i zapach eksploduje. Zapach mydła jest mocny. Bardzo przyjemny. Zaliczyłabym go do grupy kwiatowej. Bardzo trudno go scharakteryzować. Mocny, ale nie drażniący. Kwiatowy, ale nie słodki. Kulka dobrze trzyma się w dłoni. Mydło w kontakcie z wodą daje gęstą, kremową, aksamitną pianę. Mydło dobrze oczyszcza skórę nie wysuszając jej.
 
Delikatnie perfumuje ciało. Sprawdza się doskonale, zarówno do mycia twarzy jak i całego ciała. Mydło jest dość miękkie. Na chwilę zatrzymam się przy składzie tego mydła. Bogactwo przeróżnych olejów. Jest olej z nasion bawełny, oliwa z oliwek, olej słonecznikowy, olej ze słodkich migdałów, olej z pestek winogron, olej z kiełków pszenicy, olej rokitnikowy, olej z ogórecznika, olej łopianowy i jeszcze takie, których nie znam.
 
Na szczęście do mydła nie dodano EDTA. Tak jak pisze producent 100 % natury. Mydła o takim składzie lubię najbardziej. Zastanawia mnie tylko nazwa – śnieżne. Może to z powodu tego, że mydło przypomina śnieżkę? Nie ważne. Mimo, że nie lubię zimy taką mydlaną śnieżkę uwielbiam.
Znacie śnieżne mydło?
 

25 października 2013

Maseczka Kleopatra Dermaglin

W czeluściach mojej kosmetycznej szuflady, w której skrzętnie chowam zapasy znalazłam Maseczkę Kleopatra Dermaglinu. Tak sobie pomyślałam, że będzie to dobry kosmetyk ma Akcję Maliny "Październik miesiącem maseczek"


Producent roztacza przed nami iście królewski opis:
„Zielona Glinka Kambryjska + miód + olejek różany + jedwab. Kleopatra- królowa Egiptu w poszukiwaniu sekretnej formuły piękna doceniła moc miodu, płatków róż oraz glinek. Minerały zawarte w glinkach oprócz dokładnego oczyszczania działają na skroję kojąco, łagodzą podrażnienia, aktywizują naturalne funkcje skóry i wspomagają jej zdolność wydalania substancji toksycznych. Wygładzająca siła miodu (najdoskonalsza substancja pochodząca z natury - jego lecznicze właściwości były znane już 4 tysiące lat temu) i białko jedwabiu są doskonałymi partnerami w walce o piękną i zdrowa cerę. Maseczka z powodzeniem zatrzymuje wilgoć i gwarantuje długotrwałe nawilżenie skóry.  
Stosowanie: 1-2 razy w tygodniu nałożyć warstwę maseczki na twarz. Masować delikatnie przez ok. 1 minutę omijając okolice oczu i ust. Pozostawić na 15-20 minut. Zmyć ciepłą wodą.
INCI: Kaolin Clay, Aqua, Hydrolyzet Silk, Mel, Rosa Canina, (Jojoba) Seed Oil, Dehydroacetic Acid.
Informacje dodatkowe: Produkt w 100% naturalny. Przebadany dermatologicznie. Nie testowany na zwierzętach. Nieperfumowany.


Glinka kambryjska wydobywana jest na głębokości 40 metrów bez interwencji chemicznej w najbogatszym i dziewiczym ekologicznie rejonie Europy - Zatoce Fińskiej. Proces suszenia przeprowadzany jest na słońcu, przez co dodatkowo wzrastają właściwości lecznicze glinki. Każda wydobyta partia poddawana jest wnikliwej analizie mikrobiologicznej i radiologicznej, co jest gwarancją czystości jej unikatowego składu. Doskonałe właściwości zielonej glinki kambryjskiej zostały potwierdzone w trakcie stosownych analiz laboratoryjnych w ośrodkach badawczych.”
Moja opinia:
Zacznę od składu. Ten, który Wam cytuję pochodzi z mojego opakowanie. W kilku sklepach gdzie można kupić maseczki Dermaglinu figuruje bogatszy skład. Oto wzbogacona wersja o następujące składniki: Propylene Glycol, Diaolidynyl Urea, Methylparaben, Propylparaben. Powiem Wam, że nie bardzo wiem co mam myśleć. Tych czterech składników zdecydowanie unikam w kosmetykach. Miała je moja maseczka czy nie? Nie mam pewności. Samo działanie nie powaliło mnie na kolana. Ot normalna zielona glinka. Po maseczce z miodem , olejem z róży i olejem jojoba spodziewałam się, że nie będzie tak szybko wysychać jak zwyczajna glinka rozmieszana z wodą. Zielona maseczka zasycha bardzo szybko. Trzeba było ją kilkakrotnie zwilżać. Nie zauważyłam, aby maseczka miała działanie nawilżające. Oczyściła skórę tak jak na glinkę przystało. I to tyle. Dla mnie to żadna rewelacja.
 
Muszę przyznać, że niektóre opisy składników wprowadzają mnie w błąd. Rzeczony olejek różany, spodziewać by się można, że chodzi o olejek eteryczny, o tu mamy olej z róży canina. Subtelna różnica, ale różnica. Nie sądzę, abym sięgnęła jeszcze raz po tę maseczkę. Znacie maseczki Dermaglinu? Lubicie je?
 

21 października 2013

Krem do rąk Basis Sensitiv Lavera

Czy to możliwe, że przez ponad pół roku nie poświęciłam żadnej notki kremom do rąk? Możliwe i niewybaczalne. Krem do rąk to mój codzienny towarzysz. Średnio krem do rąk wystarcza mi na 1,5 miesiąca. Przewinęło się więc w ostatnim półroczu przez moje ręce tych towarzyszy kilka. Dzisiaj napiszę o jednym z nich. Jest to Krem do rąk Basis Sensitiv Lavera.


Producent skąpi nam wiedzy na temat tego kremu:
„Zawartość oleju z migdałów i masła shea zapewnia skórze dłoni ochronę i niezbędne nawilżenie. Wyciąg z rumianku działa kojąco i pielęgnująco. Szybko się wchłania.


Składniki: Water (Aqua), Glycine Soja (Soybean) Oil*, Caprylic/Capric Triglyceride, Alcohol*, Butyrospermum Parkii (Shea Butter)*, Glycerin, Hydrogenated Palm Glycerides, Stearic Acid, Cellulose, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil*, Xanthan Gum, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil*, Tocopheryl Acetate, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Tocopherol, Calendula Officinalis Flower Extract*, Chamomilla Recutita (Matricaria) Extract*, Hydrogenated Lecithin, Lecithin, Ascorbyl Palmitate, Lysolecithin, Brassica Campestris (Rapeseed) Sterols, Fragrance (Parfum)**, Limonene**, Linalool**, Geraniol**, Citral**, Citronellol**
*Składniki pochodzące z upraw ekologicznych
** Składniki pochodzące z olejków eterycznych”.



Moja opinia:
Krem, który kupiłam pochodził z edycji limitowanej, powiększonej o 25 ml. To taki urodzinowy prezent Lavery. Klasyczna tubka skrywa w mojej ocenie bogactwo składników do pielęgnacji dłoni. Krem zawiera masło shea, olej jojoba, olej ze słodkich migdałów, olej słonecznikowy, olej sojowy. Dużą wartością pielęgnacyjną odznaczają się także wyciągi z rumianku i nagietka.



Krem jest bardzo przyjemny w stosowaniu. Ładnie pachnie. Trudno mi ten zapach jednoznacznie opisać. Przyjemny i tyle. Krem naniesiony na dłonie dobrze się rozprowadza, szybko wchłania. Nie pozostawia tłustej warstwy. Skóra dłoni jest miękka i aksamitna. Krem ten także dobrze odżywia skórę. Nie ma potrzeby używania go po każdym myciu rąk. Bardzo lubię ten krem. Dodam tylko, że jest to kosmetyk wegański. Posiada certyfikat NaTrue. Szczerze polecam ten krem. Kosztuje około 14 zł.
Jakie są Wasze ulubione kremy do rąk?

19 października 2013

Mleczko oczyszczające Fresh Skin Neobio

O ważności demakijażu nie muszę przekonywać nikogo. Tak przynajmniej sądzę. Tylko dobrze oczyszczona cera gotowa jest na przyjęcie następnych pielęgnacyjnych kosmetyków. Lubię zmieniać kosmetyki. Te służące do oczyszczania twarzy także. Woda i mydło są niezastąpione. Ale zanim ich użyję zmywam makijaż oczu. Tu niezastąpione są płyny micelarne. Nie lubię dwufazówek. Mleczka do demakijażu także nie są moimi faworytami. Czasami jednak ciekawość bierze górę. Ona sprawiła, że sięgnęłam po Mleczko oczyszczające Fresh Skin Neobio. Zaciekawiło mnie i mleczko, i nowa - stara marka Neobio.
 
Lubię kosmetyki Neobio. Tego „starego” Neobio. Marka zupełnie się zmieniła. Czy polubię nowe Neobio? Czas pokaże. Przed mleczkiem stanęło ogromne wyzwanie.
 
Producent tak przedstawia kosmetyk:
„Mleczko oczyszczające z bio-miętą i cytryną delikatnie oczyszcza skórę, usuwając makijaż i nadmiar sebum. Organiczna mięta oraz cytryna orzeźwiają i rozjaśniają skórę, zaś olej z pestek winogron i olej migdałowy zapewniają odpowiednie nawilżenie. Cera jest odświeżona i przyjemna w dotyku. Mleczko polecane do każdego typu cery.
 
Sposób użycia:  Stosować rano i wieczorem; wmasować niewielką ilość w skórę twarzy, szyi i dekoltu, a następnie zmyć letnią wodą za pomocą płatka kosmetycznego.

Skład: Aqua (Water), Glycine Soja (Soybean) Oil*, Glycerin, Glyceryl Stearate Citrate, Sorbitan Stearate, Parfum (Essential Oils), Butyrospermum Parkii (Shea) Butter*, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Xanthan Gum, Sucrose Cocoate, Sodium Levulinate, Sodium Anisate, Sodium Lactate, Lactic Acid, Tocopherol, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil*, Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Extract*, Citrus Medica Limonum (Lemon) Peel Extract*, Limonene, Linalool.”

Moja opinia:
Mimo, że mam już swoje latka nie używałam jeszcze do demakijażu mleczka. Nie przekonuje mnie taki sposób oczyszczania twarzy. Muszę mieć wodę i tyle. Ciekawość jednak wzięła górę nad starymi przyzwyczajeniami.
Mleczko zamknięto w poręcznej butelce o pojemności 150 ml. Wzrok przyciąga kolorystyka i grafika opakowania. Biel, zieleń i żółć wywołują pozytywne wrażenie. Otwieram opakowanie i wącham. Zapach przyjemny, trochę słodki. Mogłabym powiedzieć, że czuję wanilię złamaną cytrusami. Świeżej mięty nie czuję. Konsystencja jak na mleczko przystało. Ani zbyt rzadka, ani zbyt gęsta. W sam raz. Mleczka używam tylko wieczorem. Jego zadanie to usuwanie makijażu. Robię tak jak każe producent. Wmasowuję mleczko w twarz, a potem usuwam mleczko wilgotnym płatkiem kosmetycznym. Jeśli chodzi o oczy robię trochę inaczej. Na zwilżony wodą płatek kosmetyczny nakładam mleczko a potem przecieram powieki i rzęsy. Makijaż oczu schodzi dobrze. Może nie tak szybko jak z micelem, ale za to nie ma obawy, że do oczu dostanie się płyn i będzie szczypać. Mleczko dobrze sobie rodzi. Na koniec przecieram jeszcze twarz tonikiem. I gotowe.
 
Jeden aspekt używania tego mleczka zwrócił moją szczególną uwagę. Twarz po jego zastosowaniu jest dobrze nawilżona. Mleko to polecane jest do każdego typu cery. Jest to kosmetyk certyfikowany (NaTrue). Ważna jest także cena tego kosmetyku. 15,50 zł ! Neobio zmieniając się postawiło na bezkonkurencyjne ceny wśród naturalnych kosmetyków twierdząc, że „piękno i zdrowa pielęgnacja nie zawsze muszą być drogie.” Mleczko się sprawdziło. Zobaczymy co będzie dalej?

Stosujecie mleczka do demakijażu? Znacie już może nowe Neobio?
 

17 października 2013

Akcja Maliny: Październik miesiącem maseczek - sezon 2

Pamiętacie ubiegłoroczną akcję maseczkową, której inicjatorką była Malina?
W tym roku Malina postanowiła przypomnieć nam o maseczkach.
Połowę października mamy już za sobą. Czas tak szybko biegnie. Mnie do udziału w akcji zaprosiła Patrycja Piegusa. Nie pokażę Wam w tym roku pięciu nowych maseczek. O moich ulubieńcach pisałam rok temu. Jestem wierna tym maseczkom. Królują u mnie przede wszystkim maseczki Luvos. Po dłuższym zastanowieniu doszłam do wniosku, że coś nowego z pewnością się pojawi.
 

Oto zasady Akcji Maliny: Październik miesiącem maseczek – sezon 2


Czas trwania: PAŹDZIERNIK 2013

Cel akcji jest niezmienny:
- zachęcenie do chwili relaksu, aby zrobić coś tylko dla siebie,
- zadbanie o swoją twarz bez względu na wszystkie obowiązki,
- poprawienie swojego wyglądu,
- wyrobienie sobie nawyku nakładania maseczki raz w tygodniu,
- radość i duma ze swojego wyglądu.


Zasady akcji:
1. Zamieść raz w tygodniu recenzję co najmniej jednej testowanej maseczki.
2. Umieścić zasady akcji w poście na swoim blogu i napisz kto Cię zaprosił.
3. Zaproś do akcji 5 osób.
4. Umieść baner w bocznym pasku z linkiem do Akcji MALINY.

O sobie mogę powiedzieć, że maseczki stosuję systematycznie. Raz w tygodniu to obowiązek. Zdarza się, że z maski stosuję częściej.
Chciałabym zachęcić Was do wzięcia udziału w tej akcji. Zapraszam wszystkie moje Czytelniczki, aby włączyły się do akcji. Czujcie się przeze mnie zaproszone, każda z osobna. Wasze buzie z pewnością będą zadowolone z tej akcji.

 

14 października 2013

Odżywczy organiczny krem do twarzy Skin Blossom

Lubię kosmetyki z założenia przeznaczone do różnych rodzajów cery. Jest w nich pewna uniwersalność. Takim kremem jest Odżywczy organiczny krem do twarzy Skin Blossom.

O kremie przeczytamy:
„Odżywczy krem do twarzy jest kosmetykiem organicznym zawierającym antyoksydanty, czyli przeciwutleniacze, które chronią organizm przed powstawaniem wolnych rodników. Krem głęboko nawilża i odżywia skórę. Dzięki swojej bogatej strukturze łatwo się rozprowadza na skórze, nie pozostawiając uczucia ciężkości a cera staje się gładka i jędrna. Zawarte w kremie składniki takie jak: olejek jojoba, masło shea, minerały oraz witaminy A, B, C, D, E i F chronią i pielęgnują skórę. Dzięki zawartości olejku z jojoby, krem powoduje odmłodzenie skóry oraz gwarantuje odpowiednie nawilżenie skóry przez całą dobę. Posiada delikatny zapach dzięki zawartości naturalnych olejków eterycznych.
Przeznaczony dla wszystkich rodzajów skóry, również dla cery wrażliwej.
88% receptury kosmetyku stanowią składniki organiczne.
Posiada certyfikat Soil Association.
Kosmetyk jest odpowiedni dla Vegan – jest zarejestrowany przez Vegan Society
Produkt zdobył brązowy medal w kategorii Najlepszy Nowy Produkt Organiczny – Pure Beauty Magazine 2009

Skład:
Aqua (Woda)
Glycerin* - Gliceryna to naturalny emulgator pochodzenia roślinnego, który zatrzymuje wilgoć w skórze
Simmondsia Chinensis* (Jojoba Oil) - Wyciąg z nasion Jojoby, powoduje nawilżenie i gładkość skóry oraz zapobiega powstawaniu zmarszczek
Glyceryl Stearate/Cetearyl Alcohol/Cetyl Palmitate/Cocoglycerides - Stearynian glicerynowy / alkohol cetearylowy / palmitynian cetylu/glicerydy kokosowe to emulgatory otrzymywane z kwasów stearynowych, gliceryny oraz oleju kokosowego
Stearic Acid - Kwas stearynowy to emulgujący kwas tłuszczowy obecny w większości tłuszczów oraz olejków otrzymywanych z roślin
Glyceryl Stearate SE - Stearynian glicerynowy SE to emulgator otrzymywany z roślin
Butyrospermum Parkii* (Shea Butter) - Masło Shea głęboko nawilża oraz zapobiega odwodnieniu skóry oraz łagodzi niewielkie stany zapalne
Aloe Barbadensis Leaf Juice Powder* (Aloe Vera) - Puder z soku liści aloesu nawilża i łagodzi podrażnienia skóry
Phenoxyethanol/Benzyl Alcohol/Potassium Sorbate - Fenoksyetanol/ alkohol benzylowy/ sorbat potasu to jedne z najbardziej naturalnych substancji konserwujących
Sodium Benzoate - Benzoat sodu to delikatna substancja konserwująca naturalnie występująca w niektórych owocach
Tocopherol (Vitamin E) - Tokoferol (Wit. E) jest antyoksydantem
Pelargonium Graveolens Oil*(Rose Geranium) - Olejek z pelargonii pachnącej (róża geranium) posiada niezwykły różany zapach z lekką nutką mięty. Zapewnia ukojenie wysuszonej skórze oraz poprawia krążenie
Cananga Odorata Oil* (Ylang Ylang) - Olejek kwiatowy nawilża, łagodzi i nadaje skórze równowagę oraz posiada słodki, kwiatowy zapach
*) pochodzące z upraw ekologicznych.”

Moja opinia:
Producent przeznacza swój kosmetyk dla różnych typów cer, dla tłustej, normalnej i wrażliwej. Moja mieszana cera dobrze reaguje na ten krem. Krem ten można stosować na dzień i na noc. Ja stosowałam go wyłącznie na noc. Przy mieszanej mojej cerze pod makijażem nie sprawdzał się. Pod makijaż muszę mieć zdecydowanie coś lżejszego. Nocne odżywianie składniki tego kremu zapewniają na najwyższym poziomie. Krem dobrze się rozprowadza, wchłania szybko i nie pozostaje po nim tłusta warstwa. Higieniczna aplikacja z butelki typu airles to dodatkowy plus. Mnie rozczarował trochę zapach tego kremu. Obecność dwóch kwiatowych olejków eterycznych, geraniowego i ylangowego, mogłaby sugerować kwiatową woń. Dla mnie zapach tego kremu jest nijaki. Nie dyskwalifikuje go jednak. Mimo, że zapachy odgrywają ważną rolę nie są one dla mnie wyznacznikiem oceny. To dobry odżywczy krem. Jego atutem jest także cena. Za opakowanie 50 ml zapłacimy niecałe 38 zł. Naturalna pielęgnacja nie musi rujnować naszej kieszeni.
Znacie kosmetyki Skin Blossom?

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...