Dla Was piszę

27 listopada 2013

Konkurs: Mikołajki u Łucji

Z wielką radością pragnę ogłosić:
Mikołajkowy konkurs!
Doskonale znacie podania dotyczące świętego Mikołaja. Rzeczony Święty obdarowywał drobiazgami. Przygotowałam dla Was drobne upominki. Dwa zestawy, które nazwałam Lavera i Benecos.

Jeden z zestawów to Lavera. Składa się z pomadki Coral Divine (czerwień koralu) oraz cieni Caribbean Spirit. Nie pokażę pomadki, bo jest ona zafoliowana.

Drugi zestaw Benecos to pomadka w kolorze Just Red (nasycona czerwień) oraz cienie Benecos Jungle (szampan i oliwka).

Pewnie też tak macie, że w święta, mimo ogromu przygotowań, chcecie wyglądać olśniewająco.
Mam nadzieję, że te kolorowe kosmetyki w tym pomogą.
Obiecałam, że to konkurs. Można wybrać tylko jeden zestaw. Napiszcie jaki zestaw wybieracie i dlaczego. Lavera czy Benecos? Prezenty to także niespodzianki i wielka niewiadoma. Każdy z zestawów zawiera po jeszcze jednym kosmetyku. Spróbujcie zgadnąć co jeszcze kryje wybrany przez Was zestaw.
Wszystkie biorące udział w zabawie osoby proszę o pozostawienie komentarza, który zestaw wybieracie, dlaczego i co może być tym trzecim kosmetykiem.
Nie trzeba robić nic więcej. Oczywiście jeśli macie ochotę podzielić się informacją o Mikołajkowym konkursie nie mam nic przeciwko temu.
O wszystkim zdecyduje ślepy los.
Na zgłoszenia czekam do 5 grudnia, do godz. 23.59. A potem to działa już Mikołaj.
On musi przyjść przecież następnego dnia z samego rana.
Zapraszam do zabawy :-)
Jeśli macie ochotę bliżej przyjrzeć się kosmetykom możecie zobaczyć je tutaj.

24 listopada 2013

O nowościach od Lavery i konkursach - takie moje przemyślenia

Chciałabym się Wam pochwalić kolejna nowością Lavery. Jest to Regenerujące mleczko do ciała z bio-żurawiną i bio-olejem arganowym. Lavera rozpieszcza nas nowościami. Mleczko to wygrałam w jednym z konkursów na FB. Konkurs był organizowany na fan page’u Green Line Kosmetyki ekologiczne.
 
Recenzji jednak dzisiaj nie będzie. Za to będzie garść moich przemyśleń o konkursach.
Tak się składa, że w konkursach biorę udział. Oczywiście nie wszystkich. Biorę udział w takich konkursach gdzie nagrodą są naturalne kosmetyki. Takie, których jeszcze nie miałam. Mleczko to jest nowością. Chętnie się do konkursu zgłosiłam. Udostępniłam nawet u mnie na FB informację o tym konkursie. Nie był to konkursowy warunek. Było za to pytanie konkursowe. Uważam, że łatwe. No i organizatorów spotkała niespodzianka. Nie lubimy odpowiadać na pytania. Nawet na te proste. W konkursie wzięły udział….… dwie osoby.
I tutaj zaczynają się moje refleksje. Jesteśmy leniwi. A może nie mamy nic do powiedzenia?  Nie wiem czy o tym wiecie, ale nie współpracuję z żadnym kosmetycznym sklepem. Nie chcę brać, aby potem pisać recenzje. Sporadycznie zgadzam się na testowanie kosmetyków. Wolę sobie najpierw zapracować. W tym konkretnym przypadku wygrałam kosmetyk. Czasami myślę, że jeśli nie ma dużego zestawu kosmetyków do „zgarnięcia” to też się nam nie chce. Nawet jeśli jest to rozdanie. Mleczko Lavery kosztuje ok. 28 zł. Dużo, mało? Nie oceniam w takich kategoriach. Mnie każda wygrana sprawia radość.
O kreatywnych konkursach nawet nie wspominam. Organizator z reguły ponosi porażkę.
Chciałam zorganizować skromny mikołajkowy konkurs. Taki gdzie trzeba odpowiedzieć na pytanie. I zupełnie nie wiem czy go robić. W grę wchodził mały zestaw naturalnych kosmetyków o wartości około 50 zł. Przekonajcie mnie, że jednak warto. Tak samo jak lubię dostawać prezenty, tak samo lubię je też dawać. Mnie cieszy każdy drobiazg. Bo za tym drobiazgiem widzę CZŁOWIEKA – OFIARODAWCĘ.
A jeśli nie ma komu OFIAROWAĆ to najzwyczajniej w świecie robi się smutno i przykro.
No więc jak? Robić mikołajkowy konkurs?
A co do mleczka Lavery – żałujcie, żałujcie i jeszcze raz żałujcie.
W tym miejscu jeszcze raz chciałam podziękować Właścicielom sklepu Green Line na fantastyczny kosmetyk.

23 listopada 2013

Czarna marokańska glinka myjąca Planeta Organica

Mam wrażenie, że rosyjskie kosmetyki mają już za sobą czasy kiedy to cała blogosfera rozpisywała się na ich temat. Ja wśród rosyjskich kosmetyków znalazłam kosmetyki  lepsze i gorsze. Takie, które bardzo przypadły mi do gustu i takie, po które z pewnością już nie sięgnę. Jedną z marek, którą bardzo polubiłam jest Planeta Organica. Pisałam Wam już o gęstym mydle z Aleppo oraz o tureckim mydle hammam. Oba te kosmetyki urzekły mnie najpierw swoim zapachem. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić Czarną Marokańską Glinkę Myjącą Planeta Organica.


Oto informacje od producenta:
„Prastara marokańska receptura. Lecznicza marokańska glinka Ghassoul z silnym działaniem antycellulitowym. Można stosować do mycia ciała i włosów.
Od wielu wieków marokańska glinka wykorzystywana była w Afryce do pielęgnacji włosów i ciała.
Glinka Ghassoul to naturalny produkt pochodzenia wulkanicznego z wysoką zawartością krzemu i magnezu.


Posiada silne właściwości absorpcyjne, doskonale oczyszcza skórę i wyprowadza z niej toksyny.
Jest zbierana ręcznie w podziemnych kopalniach, przemywana wodą, oczyszczana i suszona na słońcu.
Dzięki wywoływanemu przez nią efektowi drenażu limfatycznego działa antycellulitowo, zmniejsza obrzęki.
Glinka jest wzbogacona cennym olejkiem z czarnych oliwek odżywiającym włosy, olejkiem eukaliptusowym wygładzającym skórę i włosy oraz olejkiem z drzewa pistacjowego wzmacniającym cebulki włosów.


 
Skład: aqua , Ghassoul Clay (glinka ghassoul), Organic Olea Europaea Fruit Oil (organiczny olejek z czarnych oliwek), Organic Eucaliptus Globulus Leaf Oil (organiczny olejek eukaliptusowy), Myroxylon Balsamum Oil (olejek drzewa balsamicznego/pistacjowego), Citrus Aurantium Peel Oil (olejek pomarańczowy), Argania Spinosa Kernel Oil (olej aragonowy), Juniperus Communis Extract (ekstrakt jałowca); Sorbitol, Sodium Cocoyl Isethionate, Potassium Olivate, Potassium Laurate, Parfum, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate.


Moja opinia:
Nie spodziewałam się, że ten kosmetyk będzie urzekał zapachem. Trudno się tego spodziewać po glince ghassoul z olejkiem eukaliptusowym i pistacjowym. Glinkę umieszczono w sporym plastikowym słoju (450 ml). Ma postać ciemno-stalowej pasty.
 
Zapach tej pasty przypomina błoto z dodatkiem eukaliptusa i jałowca. Wbrew pozorom jest to przyjemny zapach. Orzeźwia. Lubię tę woń szczególnie w okresach przeziębienia. Sama pasta mimo, że barwa jej nie zachęca do użycia jest przyjemna w stosowaniu. Używam jej w połączeniu z kessą do głębokiego oczyszczania ciała. Pasta ta w połączeniu z wodą pieni się. Najpierw rozsmarowuję pastę na ciele, a potem masuję kessą. Dobrze oczyszcza skórę. Muszę przyznać, że zabrakło mi odwagi do użycia tej glinki do włosów.
 
Ta gotowa do użycia glinka mimo, że używam jej tak jak czarnego mydła (savon noir) zachowuje się inaczej. Tak jak wspomniałam, pieni się. Lubię to mazidło mimo, że nie wygląda najpiękniej i nie pachnie różami. To mój taki domowy sposób na łazienkowe spa.


Znacie kosmetyki marki Planeta Organica? Jakie polecacie? Robicie sobie mały hammam w domu?

Rozdanie w Zielonym Koszyczku


Mam nadzieję, że znacie Zielony Koszyczek. Ja wpadam do Zielonego Koszyczka regularnie, od samego początku. Po chwilowej przerwie Koszyczek znowu pokazuje nam swoje wspaniałości. Tym razem w formie świątecznego rozdania i kremu dla nas od Gaia Creams.
 


 
Mam niesamowitą ochotę na ten arganowo-rokitnikowy krem.  Zapraszam do Zielonego Koszyczka.

17 listopada 2013

Nowe cienie od Lavery

Poszalałam ostatnio jeśli chodzi o zakupy cieni. Wszystkiemu oczywiście winna jest Lavera, która wprowadziła sporo makijażowych nowości. Odkąd zobaczyłam nowe cienie na niemieckiej stronie Lavery zapragnęłam je mieć. Przyszło poczekać, aż w polskich sklepach internetowych się pokażą. I oto mam! Upragnione cienie!

Z ogólnych informacji podam tylko, że są to cienie mineralne. Nie zawierają talku. Miałam z nimi już styczność. Swego czasu dostępne były pojedyncze cienie. Teraz za to mamy duo, trio i quarto.
Jako pierwsze kupiłam Caramel Coffee.
 
 
 
Caramel Coffee to ciepła brzoskwinia i mielona kawa. Wspaniale ze sobą współgrają.
 

 
 
Dlaczego? Bo lubię brązy, ciepłe beż, kawę, złoto. One także jako pierwsze pojawiły się w Green Line. W żadnym innym sklepie ich nie było. No wiecie jak to jest. Musiałam je mieć.
Później do mojej kolekcji dołączyły Violet Flower.
 
 
 
Violet Flower to najbardziej różowa róża jaką znam oraz zgaszony, odrobinę rozbielony fiolet. Róże w towarzystwie dzwonków?
 
Także upolowane w Green Line. Dawniej nie przepadałam za różami i fioletami w makijażu. Wydawało mi się, że jako blondynka wyglądam w nich infantylnie. Myliłam się. Kolory te dobrze współgrają w niebiesko-szarą tęczówką. Są niezastąpione do szaro-czarnej jesiennej garderoby.
Wspominając o Green Line muszę dodać, że dopiero w tym roku odkryłam ten sklep za sprawą nowości od Lavery. W sieci można natknąć się na różne miejsca. Lepsze, gorsze. Jeśli chodzi o Green Line to bardzo porządne miejsce. Z przyjemnością robię tam zakupy. Wszystko przychodzi bardzo starannie zapakowane. Kontakt ze sklepem bardzo dobry, czy to mailowy czy na FB. Kosmetyki z długim terminem ważności. W tym sklepie także odkryłam nową gamę środków czystości - Alma Win. Jeśli macie ochotę to napiszę o moich nowych odkryciach. Jednym słowem – bez obaw możecie robić tam zakupy. Może to drobny szczegół, ale w tym sklepie nie oszczędza się na próbkach. Są dodawane do każdego zamówienia.
Jestem kawoszem. Więc jak tu nie skusić się na Cappuccino Cream?
 
 
 
Trio Cappuccino Cream to śmietanka, kawa z dużą ilością mleka oraz kawa tylko z kroplą mleka. Zależy jaką kto lubi.
 
Same powiedzcie. Można było przejść obojętnie wobec tego trio? Te cienie dla odmiany kupiłam w Zdrowych Kosmetykach.
Największy problem miałam ze znalezieniem cieni quarto. Znalazłam je w Eco Krainie. Paletka quarto występuje w dwóch wersjach kolorystycznych – Oriental Brown oraz Lavender Couture. Wybrałam brązy.
 
 
Quatro Oriental Brown najbardziej zaskakuje. Szara zieleń, jasna morela, stonowany brąz i zgaszony fiolet z domieszką brązu. Wszystkie barwy ciepłe, delikatne i opalizujące. Piękne.
 
Z cieniami tymi wiąże się niemiła przygoda. Zamówiłam cienie dla siebie i siostry. Dwie te same paletki. Poczta Polska trochę brutalnie obeszła się z przesyłką. Jedna z paletek dotarła w totalnej rozsypce. Nie było problemu, aby dokonać wymiany w sklepie. Wymieniłyśmy jednak na paletkę Lavender Couture. Brązy cieszyły się wielkim powodzeniem i trzeba byłoby czekać dwa tygodnie. A tak długo nie chciałyśmy czekać. Szaro-lawendowa paletka także mnie bardzo się podoba.
Nie będę dzisiaj rozpisywać się na temat składu, trwałości itd. Na to przyjdzie czas. Skusiłyście się już na makijażowe nowości od Lavery? Jak się Wam podobają moje nabytki?

16 listopada 2013

Mineralny dezodorant w kulce Health & Beauty

Miałyście kiedyś kosmetyk, na którym widniało „Made in Israel”? Jeśli tak, to z pewnością oparty był on o minerały z Morza Martwego. Cenię sobie sól z Morza Martwego. Służy ona moim stawom. Lubię błoto. Walory zdrowotne i pielęgnacyjne soli oraz błota są ogromne. Z tego powodu kusiłam się na kosmetyki izraelskiej marki Health & Beauty, która wykorzystuje sól z Morza Martwego. Chciałabym Wam przybliżyć tę markę. O marce takie znalazłam informacje:
„Izraelskie kosmetyki Health & Beauty produkowane są z minerałów wyekstrahowanych z wody Morza Martwego, błota wydobytego z jego dna oraz osadów różnych soli na przybrzeżnych skałach. Wzbogacane są jedynie w witaminy, wyciągi z ziół i innych roślin oraz olejki roślinne. Są to kosmetyki z minerałami z Morza Martwego regenerujące skórę i opóźniające procesy jej starzenia się.”
Moje poznawanie marki zaczęło się od Mineralnego dezodorantu w kulce.

Przeczytamy o nim:
„Hypoalergiczny unikalny dezodorant dla skóry normalnej i wrażliwej. Zawiera naturalne składniki, które zwalczają nieprzyjemny zapach potu. Szybko wchłania się i nie pozostawia plam na ubraniu. Nie podrażania skóry po goleniu. Nie zawiera aluminium, które blokuje wydzielanie potu.
Wzbogacony w witaminy C+E+F, ekstrakt z rumianku, rokitnika, aloesu oraz działających łagodząco na skórę minerałów z Morza Martwego. Zapewnia 24 godzinną świeżość i zmysłowy zapach.
Skład: Purified water, Ceteareth-12, Cetearyl Alkohol, Cetyl Palmitate, Eumulgin B, Ceteareth-20, Coco-Caprylate/Caprate, Dicaprylyl Ether, Triethyl Citrate, Carbopol, Sodium chloride, Dead Sea Minerals (Salt), Tocopheryl Acetate, Ascorbic Acid, Linoleic Acid, Linoleic Oil, Anthemis Nobilis (Chamomile) Extract, Hippophane Rhamnoides (Sea Buckthorn) Friut Oil, Aloe Barbadensis Extract, Fragrance.”

Moja opinia:
Po ten dezodorant sięgnęłam przypadkowo. Nie było akurat mojego ulubionego Coslysa z ałunem. Wybrałam zupełnie nie znaną mi markę. Zakupu dokonałam trochę w ciemno. Na stronie sprzedawcy niestety nie znalazłam składu. Tylko informacja: „Kosmetyki Health & Beauty nie zawierają parabenów. Nie są produkowane z substancji pochodzenia zwierzęcego, ani testowane na zwierzętach.”  Skład jest dla mnie bardzo ważny. Dezodorant nie zawiera aluminium. To podstawa. Skład nie budzi moich zastrzeżeń.
Lubię dezodoranty z dużą kulką. Wygodnie się ich używa. Duża kulka nie zacina się.
 
Dezodorant dobrze rozprowadza się na skórze. Stosunkowo szybko wysycha. Nie brudzi ubrań. Na ciemnych ubraniach nie pozostawia białych śladów. Dezodorant rzeczywiście ładnie pachnie. Zaliczyłabym go do grupy zapachów kwiatowych. Można o nim powiedzieć, że to zmysłowy zapach. Dezodorant ma zapewnić 24 godzinną świeżość. Ja takie deklaracje wkładam między bajki. Muszę dodać, że nie oczekuję całodobowej świeżości. Mnie wystarczy, że przetrwam tzw. dobę pracowniczą czyli 8-9 godzin w pracy. Używając tego dezodorantu komfortowo czułam się jakieś 6-7 godzin. A było to podczas sierpniowych upałów. 
 
Dezodorant ten nie blokuje procesu pocenia się. Uważam, że jest to dezodorant wart polecenia, ale nie wszystkim. U osób, którym proces pocenia się nie przeszkadza ten dezodorant się sprawdzi. Tym, którzy preferują blokery i silne dezodoranty oparte na solach aluminium nie polecam go.
Jakie wybieracie dezodoranty? Znacie kosmetyki Health & Beauty?
 

10 listopada 2013

Fluid z bio-różą do pielęgnacji zniszczonych końcówek włosów Lavera

Pokazywałam Wam moje kosmetyki dbające o kondycję moich włosów. Oleje, odżywki, wcierki. Jednym z młodszych nabytków jest Fluid z bio-różą do pielęgnacji zniszczonych końcówek włosów Lavery. Zobaczyłam tę nowość na niemieckiej stronie Lavery latem. Zapragnęłam tego kosmetyku. Upolowałam go w Green Line na początku września.

Producent tak opisuje kosmetyk:
„Odżywka-fluid, przeznaczona do pielęgnacji przesuszonych, zniszczonych i łamliwych końcówek włosów. Intensywnie pielęgnuje i chroni włosy przed niszczącym wpływem urządzeń klimatyzacyjnych czy strumienia ciepłego powietrza z suszarki. Bogate w substancje odżywcze bio-oleje z awokado i orzechów makadamii, roślinna keratyna oraz bio ekstrakt z róży nawilżają, wzmacniają i otaczają włosy delikatnym filmem ochronnym, zapobiegając rozdwajaniu się końcówek. Bogaty w kwas palmitynowy olej z makadamii regeneruje i wygładza włosy, bez ich nadmiernego obciążania. Innowacyjny kompleks keratynowy z rzodkwi i bogatych w proteiny roślin (kukurydza, pszenica, soja) wygładza i uzupełnia ubytki w strukturze włosów.
Zastosowanie: Odżywkę należy wmasować w umyte, wilgotne końcówki włosów. Nie wymaga spłukiwania.

Skład: woda, alkohol*, gliceryna, sok z liści aloesu*, isoamyl laurate, sól sodowa PCA, mleczan sodu, zapach**, olej z awokado*, olej z nasion makadamii*, hydrolat kwiatów róży damasceńskiej*, wyciąg z kiełków pszenicy*, wyciąg z ryżu*, wyciąg z nasion migdałów*, wyciąg ze słomy owsianej*, wyciąg z kiełków soi*, hydrolizowane proteiny pszeniczne, hydrolizowane proteiny kukurydziane, hydrolizowane proteiny sojowe, bio-ferment z korzenia rzodkwi, guma dehydroksantanowa, algin, arginina, oleinian glicerolu PCA, celuloza mikrokrystaliczna, hialuronian sodu, kwas cytrynowy, kwas mlekowy, kwas winowy, tokoferol, olej słonecznikowy, palmitynian askorbylu, cytronelol**, geraniol**, linalol**, limonen**, benzoesan benzylu**, kumaryna**.
* składniki pochodzące z kontrolowanych upraw biologicznych
** naturalne olejki eteryczne.”

Moja opinia:
Bardzo rzadko zdarza się, abym jak ujrzę jakiś kosmetyk tak bardzo go zapragnęła mieć. Zaczęłam poszukiwana nowości od Lavery w polskich sklepach już latem. Nie było to takie proste. W końcu znalazłam w Green Line. Nie znałam tego sklepu. Oczywiście zrobiłam zakupy i już zostałam. Wracając jednak do fluidu. Fluid zamknięto w butelce typu airless.
 
Konsystencja jest lekka. Na jedną aplikację na włosy wystarczają dwie dozy. Fluid bardzo ładnie pachnie. Mnie ta woń kojarzy się z zapachem dzikiej róży, tej, która zakwita w maju na przydrożnych miedzach wśród pól. Fluid rozcieram w dłoniach i dotykam tylko samych końcówek włosów wcześniej podsuszonych. Mimo, że dbam o włosy nie mogę wyrzec się suszarki i szczotki do układania. Te dwa urządzenia nie służą włosom. Fluid stanowi więc pewną rekompensatę dla włosów. Po dwóch miesiącach stosowania tego fluidu nie potrafię stwierdzić czy moje włosy mają mniej rozdwojonych końcówek. Stan moich włosów jest ogólnie dobry. Podcinam je systematycznie, co 6 tygodni. Wiem jednak, że tego fluidu moje włosy potrzebują. Nie wiem jak to się dzieje, ale zauważyłam, że moje włosy lepiej się układają. Lekki różany zapach utrzymuje się kilka godzin.
 
Fluid nie obciąża włosów. Lada dzień muszę zamówić kolejne opakowanie. 30 ml wystarczyło mi więc na dwa miesiące. To spora wydajność. Przez ten cały okres stosowałam fluid po każdym myciu, czyli co drugi dzień. Lavera w tym roku rozpieszcza nas nowościami. Ten fluid zdecydowanie zyskał miano jednego z moich KWC.
Jakie macie sposoby na zdrowe końcówki włosów? Próbowałyście może już fluidu Lavery? Znacie inne tego typu kosmetyki?

4 listopada 2013

Z Pachnącej Wanny ...

Miałam dzisiaj ciężki dzień. Taki, o którym szybko chce się zapomnieć... Po takim dniu nie ma nic bardziej relaksującego niż pachnąca kąpiel. W ten szary i podły dzień wielką radość sprawiła mi przesyłka z Pachnącej Wanny.

Pachnąca Wanna potrafi umilić każdemu i każdą kąpiel. Sole, pudry, olejki, płyny, mleka - wszystko do kąpieli i do tego pachnące świece. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Pachnące kąpielowe cudeńka trafiły do mnie za sprawą konkursu na Fb. Już sam widok tych słodkich kąpielowych umilaczy podnosi na duchu.
 
Nie rozpisuję się, napełniam wannę gorącą wodą, wsypuję lawendową sól Lavery i się relaksuję… Jutro będzie lepszy dzień.
Jakie macie sposoby na relaks po ciężkim dniu?

3 listopada 2013

Z ostatniej chwili ...


Nie lubię internetowych oszustów!
Przeczytajcie o zakupach Bianki
w sklepie Pracownia Babcinej Pościeli (klik).
Może dzięki Jej notce ktoś zostanie ostrzeżony!


Mydła w płynie Sodasam, oliwkowe i brzoskwiniowo-oliwkowe

Wiem, że nie każdy lubi mydło w kostce. Trudno jednak bez mydła obejść się w ogóle. Dlatego mamy mydła w płynie. Ja także używam mydeł w płynie, mimo, że jestem wielką miłośniczką klasycznych kostek. Jedno z moich mydeł w płynie stoi sobie w łazience z myślą o gościach, którzy nie bardzo lubią klasyczne kostki. Drugie ma swoje miejsce w kuchni. Chcę Wam przedstawić dwa mydła w płynie marki Sodasan. Jedno oliwkowe, a drugie brzoskwiniowo-oliwkowe.

Mydło oliwkowe to moje kuchenne mydło. Przygotowując posiłki myję dość często ręce.
Producent tak charakteryzuje to mydło:
„Delikatne bezzapachowe i wyjątkowo łagodne mydło roślinne z dodatkiem oliwy z oliwek. Przeznaczone do mycia rąk i całego ciała, wskazane do stosowania przez osoby o wyjątkowo delikatnej i wrażliwej skórze. Nie zawiera perfum, olejków eterycznych, konserwantów ani innych substancji alergennych. Dzięki odpowiednio dobranym proporcjom oliwy z oliwek mydło intensywnie nawilża i pielęgnuje, jest neutralne dla każdego rodzaju cery.
100% wszystkich składników jest pochodzenia roślinnego
18,73% wszystkich składników pochodzi z kontrolowanych upraw ekologicznych

Skład: aqua, potassium oleate*, potassium olivate*, alcohol, glycerin*, potassium citrate”
*składniki pochodzące z upraw ekologicznych”.
Moja opinia:
Tak jak wspomniałam mydło oliwkowe jest moim kuchennym mydłem. Wbrew temu co pisze producent mydło to pachnie oliwkami. Lubię ten zapach. Zapach jest bardzo delikatny. W niczym nie przeszkadza. Mydło jest bardzo łagodne dla skóry.
Drugie moje mydło w płynie to mydło brzoskwiniowo-oliwkowe.

„Łagodne, pielęgnacyjne ekologiczne mydło roślinne do mycia rąk z dozownikiem, przeznaczone również do mycia ciała. O przyjemnym zapachu czystych olejków eterycznych. Zawiera oliwę z oliwek o właściwościach pielęgnacyjnych. Nie zawiera syntetycznych środków powierzchniowo czynnych, barwników ani środków konserwujących.
100% wszystkich składników jest pochodzenia roślinnego
18,59% wszystkich składników pochodzi z kontrolowanych upraw ekologicznych
Skład: aqua, potassium oleate*, potassium olivate*, alcohol , glycerine*, potassium citrate, perfume
*z upraw ekologicznych.”

Moja opinia:
Mydło bardzo delikatnie, owocowo i świeżo pachnie. Dobrze się pieni. Pozostawia skórę delikatnie nawilżoną. Sprawdza się w higienie intymnej. Musiałam sprawdzić co daję moim gościom.
Oba mydełka dobrze sprawdzają się w swoich rolach. Cenię je za wyjątkową delikatność. Warto zwrócić uwagę na kształt butelek. Ich pojemność to 300 ml. Jak się skończy mydełko zawsze można dokupić litrowy uzupełniacz. To ekonomiczne. Cena takiego mydła to ok. 17 zł. Uzupełniacz kosztuje ok 34 zł.
I jeszcze jedno. Mydła te mogą poszczycić się certyfikatem Ecocert. Mamy do czynienia z naprawdę dobrym mydłem.

Znacie mydła w płynie Sodasan? Jakich macie mydlanych płynnych ulubieńców?
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...