Moje upodobanie kosmetyczne podlegają różnym zmianom. Mam
swoje ulubione kosmetyki. Trzymam się także moich pielęgnacyjnych rytuałów. Z
tego powodu bardzo rzadko stosuję peelingi. Używam kessy i savon noir. Los
zdecydował, że w organizowanym przez Ewel (blog Śliwki Robaczywki) konkursie na
wielkie testowanie przypadła mi nagroda niespodzianka. Bardzo lubię niespodzianki. Moja niespodzianka od Ewel składa się z dwóch
produktów: z oleju z alg oraz peelingu
Wake Up z zieloną herbatą marki Wild Earth.
Mogę napisać, że to los sprawił, iż zaczynam doceniać peelingi.
Ale po kolei.
O peelingu znajdziemy
następujące informacje:
„Peeling zawiera tylko naturalne składniki a jego stosowanie
do prawdziwa przyjemność. Peeling dzięki swojej drobnoziarnistej strukturze
jest dla skóry wyjątkowo delikatny a mimo to jest niezwykle skuteczny. Nie
podrażnia jej i nie rani, czyni ją jednak wyjątkowo gładką, lśniącą i piękną. Nadaje
się do skóry bardzo wrażliwej.
Peeling ten ma działanie dwufazowe - drobinki ścierają
martwą część naskórka, a olejki natychmiast nawilżają i łagodzą odsłoniętą,
żywą skórę.
Przyprawy w nim użyte delikatnie pobudzają skórę,
poprawiając jej ukrwienie. Dzięki temu składniki aktywne wnikają w głębsze
warstwy skóry. Po użyciu peelingu nie ma
konieczności stosowania balsamów do ciała.
Skład:
ciecierzyca, woda destylowana, łuski ryżowe, miód, sól himalajska, liść
zielonej herbaty, sproszkowane nasiona zielonego kardamonu, gliceryna, olejek
awokado, olejek z korzeni imbiru, olejek cynamonowy, olejek z owoców pieprzu
czarnego, olejek z nasion muszkatołowca.”
Moja opinia:
Los sprawił, że w moje ręce wpadł egzotyczny peeling. Egzotyczny, bo z Nepalu. Wild Earth zajmuje
się wytwarzaniem ręcznie robionych, himalajskich produktów ziołowych do
pielęgnacji przy użyciu najlepszych dostępnych składników. Robieniem kosmetyków
zajmują się kobiety pracujące w Katmandu. Bardzo cenię sobie takie kosmetyki.
Odnoszę wrażenie (mimo, że tak nie jest w rzeczywistości), że kosmetyk robiono
specjalnie dla mnie. Ot taki mój mały snobizm.
W słoiczku z dobrego, mocnego plastiku (bardzo porządne opakowanie)
zamknięto zielonkawą maź o gęstej, zbitej konsystencji. Po otwarciu pudełka najpierw napotykamy
aluminiową folię zabezpieczającą kosmetyk.
Zwracam na to uwagę. Wiem, że tak
zabezpieczonego kosmetyku przede mną
nikt nie otwierał. Jest to ważne z uwagi na trwałość kosmetyku. Uważam, że
firma bardzo profesjonalnie podchodzi do swoich kosmetyków, a tym samym
klientów. Wielki plus i uznanie. Po zdjęciu folii zabezpieczającej poczułam
mocny aromat przypraw. Zapach tego peelingu jest ziołowy. W mieszance
kardamonu, imbiru, cynamonu i muszkatołowca nie doszukam się ciepłych,
świątecznych aromatów. Mocna, ziołowa
woń. Ja odbieram ją jako przyjemną. Peeling ma konsystencję zbitej, zielonkawej,
gęstej pasty, w której zatopiono maluteńkie czarne drobinki. Nie jest lejący.
Taką pastę należy nałożyć na wilgotne ciało i
masować. Peeling dobrze rozprowadza się na skórze. Drobinki peelingujące są
bardzo delikatne, ale nadzwyczaj skuteczne. W peelingu znajduje się sól. Jest
bardzo drobna, nie wyczułam jej wcale. Aby to stwierdzić posmakowałam peeling.
Jest bardzo słony. Peeling dobrze się spłukuje. Tak jak napisano nie ma
potrzeby nanoszenia balsamów do ciała. Olej z awokado wystarczająco dobrze
natłuszcza i nawilża oczyszczoną skórę. Opakowanie o wadze 75 g wystarczyło mi
na 6 użyć. Oczyszczające zabiegi tego typu stosuję jeden raz z tygodniu. Uważam,
że w zupełności taka częstotliwość wystarcza, aby zachować piękną skórę. Z
przyjemnością polecam Wam ten peeling. Dobry , naturalny skład przekłada się na
działanie. Jeśli macie ochotę wypróbować
ten kosmetyk, to trzeba się spieszyć. W sklepie Blisko Natury przy produkcie
tym widnieje informacja: Dostępność – na wyczerpaniu.
Jak często stosujecie peelingi do ciała. Macie jakieś
ulubione?
Bardzo lubię robić peelingi całego ciała. Używam gotowych peelingów ale też peelinguję się kessą i savon noir. Każdy z tych peelingów ma swój urok. Aktualnie używam kessy i dwóch mydeł marki Planeta Organica.
OdpowiedzUsuńJa dopiero odkrywam urok peelingów. Przyzwyczaiłam się do kessy. Także używam mydeł z Planeta Organica. Bardzo je lubię.
UsuńBardzo ciekawy produkt, naprawdę mnie zaintrygował. Niestety nie zakupię go teraz, bo wyjątkowo dużo peelingów w mojej kosmetycznej szufladzie i niestety nie mogę sobie pozwolić na kolejny. Dziś na przykład robiłam sobie migdałowy peeling :) Mam jeszcze tubkę Alverde z wiórkami kokosa. A jeszcze więcej mam peelingów do twarzy.. Oj długo by wymieniać.
OdpowiedzUsuńDużo tego :) Masz rację, że najpierw trzeba zużyć zapasy.
Usuńja coś ostanio zaniedbałam peelingowanie
OdpowiedzUsuńMoja skóra wołała na przedwiośniu o "zdarcie" tej starej. Wygrana u Ewel bardzo się przydała.
Usuńno fajnie się zapowiada i jak wygląda! kusi :)
OdpowiedzUsuńI jeszcze pachnie :) Mocno ziołowo.
UsuńMoże być świetny! Olej z alg zresztą też.
OdpowiedzUsuńKusi mnie większość rzeczy, jakie pokazujesz...
Olej z alg musi poczekać na recenzję :)
UsuńŚwietny skład tego peelingu! Olej miałam i bardzo go polubiłam:)
OdpowiedzUsuńSkład w 100 % naturalny. Bez obawy poskakowałam. Najbardziej zaintrygowała mnie ciecierzyca. Cieciorkę sporadycznie spotykam w kosmetykach. Gości u mnie w zupie. Muszę przyznać, że to jeden z lepszych peelingów jaki stosowałam.
Usuńwygląda fajnie ale rzadko stosuje peelingi tego rodzaju ale może się to kiedyś zmieni :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam peelingi - ten prezentowany tutaj zachwyca mnie skladem!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam jak zwykle ciekawy wpis:)pozdrawiam
Skład ma rewelacyjny! 100 % natury!
UsuńBardzo lubię stosować peelingi. Skóra wygląda wtedy o wiele lepiej. Ten peeling wart jest uwagi.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że skóra zyskuje na peelingach. Blask i koloryt.
Usuń